Dopiero 51 dnia mojej podróży wreszcie zdecydowałem się na wypożyczenie skutera. Sprzyjała temu bardzo dobra pogoda jak i niezwykłe tereny, które mogłem eksplorować na Cat Ba. W związku z tym, że miał być to mój ostatni dzień na tej przepięknej wyspie tego ranka postanowiłem się porządnie wyspać. Obudziłem się dopiero, gdy na zegarku pokazała się jedna jedynka i trzy zera (pomyślałem, że chyba jednak trochę przesadziłem) i po małym śniadanku (ponownie omlet z bułką i dżemem) drugą czynnością, którą wykonałem było udanie się po bilety na jutrzejszą podróż. W związku z tym, że po tych kilku dniach na wyspie trochę się rozleniwiłem poszedłem na łatwiznę i wykupiłem bilet łączony autobus – statek – autobus – autobus. Przejazd z Cat Ba do Ninh Binh w tej opcji kosztował mnie 220000 VND, oczywiście można tą trasę pokonać taniej, ale tak jak wspomniałem zdecydowałem się nie bawić w kupowanie pojedynczych biletów. Zresztą z doświadczenia wiem, że oszczędzanie w takich sytuacjach wcale nie musi oznaczać wydania mniejszej ilości pieniędzy. Dla przykładu podam sytuacje z dwójką francuzów, którzy pragnęli się udać na Cat Ba przez Haiphong. Gdy udało im się dotrzeć do przystani w Haiphong okazało się, że tego dnia już żadna łódź na wyspę nie wypływa. Byli zmuszeni poszukać noclegu, co już zwiększyło dodatkowo koszty, jak by tego było mało nie udało im się znaleźć nic poniżej 200000 VND za nocleg (zwykle noclegi wahają się od 90000 do 150000 (oczywiście te tańsze). Wracając do mojej opowieści, gdy ponownie znalazłem się w swoim hotelu, przed wejściem już czekał na mnie skuter gotowy do jazdy. No może prawie gotowy, brakowało jeszcze benzyny. Za 5$ (około 90000 VND) dostaje się tylko „maszynę” jednak o paliwo trzeba już zadbać samemu. Zgodnie z sugestiami kierowniczki mojego hotelu podjechałem około 300 metrów na prowizoryczną stację benzynową gdzie paliwo było sprzedawane na butelki. Jak sobie wcześniej obliczyłem do przejechania trasy, którą zaplanowałem potrzebowałem trochę więcej niż połowa zbiornika, co oznaczał jedną całą butelkę półtoralitrową z haczykiem. Za benzynę zapłaciłem 60000 VND, jak się później okazało wychodziło około 1000 VND na jeden przejechany kilometr (w terenie górzystym). Po zatankowaniu ruszyłem na podbój „nowego lądu”. W związku z tym, że znajdowałem się na wyspie, za dużego wyboru, jeśli chodzi o trasy nie miałem. Przez środek wyspy przebiegała jedna główna droga łącząca miasto Cat Ba (południowy-wschód) z przystanią promową Gia Luan na północnym zachodzie. Druga z „większych” dróg także rozpoczynała się w mieście Cat Ba, ale prowadziła na zachód do przystani promowej, z której odpływały statki do Haiphong. Postanowiłem najpierw udać się na północny zachód a potem, jeśli starczy mi benzyny dojechać do kolejnej przystani (na zachodzie). Z pod hotelu ruszyłem około 11:00, wyjechanie z miasta zajęło mi około 10 minut. Po tym czasie wreszcie mogłem się w pełni rozkoszować jazdą na skuterze i oczywiście podziwianiem niesamowitych widoków rozpościerającymi się dookoła mnie. Początkową drogę (około 12 km) prowadzącą do Parku Narodowego znałem dosyć dobrze, ponieważ trasą tą jechałem już podczas pierwszego dnia jak również trzeciego dnia wraz z kierowcą na skuterze przed trekkingiem po parku. Oczywiście jak to ze mną bywa podczas całego czasu jazdy wielokrotnie zatrzymywałem się robiąc zdjęcia i kręcąc filmy, a było naprawdę co fotografować. Większość trasy była nadzwyczaj ciekawa i urozmaicona, sporo gór, dolin, a przed samymi przystaniami oczywiście pojawiła się woda. Przejechanie 24 km trasy zajęło mi około 40 minut, po dojechaniu na miejsce zakupiłem trochę drogocennego napoju za 8000 VND (Coca-Cola) i ruszyłem w drogę powrotną. Chciałem dojechać do skrzyżowania znajdującego się koło wejścia do Parku Narodowego i stamtąd udać się do drugiej przystani (na zachodzie). Jednak, gdy dojechałem na miejsce okazało się, że droga jest zamknięta, spowodowane było to usunięciem się ziemi. Z oddali widziałem tylko dwie koparki próbujące usunąć znajdujące się na drodze kamienie. Swoją drogą wydaje mi się, że na tej wyspie takie akcje nie są rzadkością. Już podczas pierwszego dnia widziałem ciężki sprzęt usuwający podobne osuwisko na drodze głównej. Natomiast dwa dni później przez 3 godziny była zamknięta jedyna droga prowadząca na najlepszą plażę w Cat Ba także z tego samego powodu. No i niestety nie udało mi się zrealizować mojego planu w całości. Co prawda do drugiej z przystani prowadziła inna droga, ale według moich obliczeń nie miał bym zbyt dużych szans na dojechanie na miejsce z tą ilością benzyny, jaką miałem w baku. Dlatego też zdecydowałem się na powrót do miasta. Gdy wróciłem pokręciłem się jeszcze trochę po okolicy (trzeba było przecież wyjeździć całą benzynę, za którą zapłaciłem) i zaparkowałem koło hotelu. Mimo że nie przejechałem całej zaplanowanej trasy i tak udało mi się pokonać prawie 60 km, co zajęło mi około 3 godzin (średnia prędkość nie zachwycająca, ale tak jak wspomniałem, co chwilkę się zatrzymałem i podziwiałem niesamowite widoki). Jedynym minusem, który dostrzegłem po tej całej jeździe była moja nowa „opalenizna”. W związku z trzema godzinami jazdy w pełnym słońcu, w tej samej pozycji moja skóra w niektórych miejscach zabarwiła się na bardzo jaskrawy czerwony kolor. Miałem tylko nadzieje, że w nocy będę mógł spać. Po oddaniu skutera i krótkiej półgodzinnej drzemce postanowiłem udać się na plaże, aby ostatni raz zanurzyć się w ciepłych wodach zatoki Halong. Jutro czekało mnie kolejne poranne wstanie i około pięciogodzinna podróż do Ninh Binh zwanego „Halong Bay” na lądzie w związku z podobnymi formacjami skalnymi do tych znajdujących się na około Ca Ba.