Kolejny dzień w Luang Prabang rozpoczął się już o ósmej rano. Po zjedzeniu „ulicznego” śniadania udałem się na poszukiwanie mojego dzisiejszego transportu do jednego z okolicznych wodospadów a mianowicie oddalonego o 26 km od miasta Tat Kuang Si. Nie musiałem długo szukać, już po pięciu minutach zostałem zaczepiony przez jednego z kierowców tuk tuków proponującego mi wycieczkę właśnie w to miejsce. Cena była dosyć satysfakcjonująca (30000 kip) tak, więc nie pozostało mi nic innego jak zgodzić się na nią i zakończyć moje poszukiwania, tym bardziej że wczorajszego dnia proponowano mi tę samą trasę za 40000 kip. W związku z tym, iż tuk tuk ruszał z Luang Prabang dopiero o 11:30 miałem jeszcze sporo wolnego czasu, postanowiłem udać się na przystań nad Mekongiem i zakupić bilet na jutrzejszy dzień do Nong Khiaw. Po tym zakupie wróciłem jeszcze do hotelu po drodze odbierając kilka rzeczy z pralni (8000 kip/kg) i po odczekaniu około 1,5 godziny udałem się w umówione miejsce początku mojej wycieczki. Przejechanie około 26 km do wodospadu zajęło nam około 50 minut. Gdy dotarliśmy na miejsce ustaliliśmy, że ponownie spotkamy się na parkingu za dwie godziny (grupa liczyła 5 osób), początkowo byłem trochę zły na tak krótki czas, ale później zdecydowanie zmieniłem zdanie. Wejściówka do parku kosztowała mnie kolejne 20000 kip. Trudno mi powiedzieć czy było warto, już samo dojście do wodospadu obfitowało w przepiękne widoki kaskad wodnych. Całość psuła niewątpliwie ogromna ilość turystów, którzy przyjeżdżali w to miejsce. Zdecydowanie wolę jednak atrakcje takie jak wodospad w Vang Vieng (jeszcze nie opisy w przewodnikach i z tego powodu odwiedzało go niewielu turystów) czy też w Tad Lo (niektóre) gdzie dojście jest na tyle trudne, że niewiele osób decyduje się na taki wyczyn. Sam wodospad, do którego udało mi się dotrzeć po około 40 minutach robił spore wrażenie, dosyć wysoki z kilkoma rozdzielonymi strumieniami wody. W związku z tym, iż przy samym wodospadzie było najwięcej turystów zdecydowałem się na wejście dosyć stromą ścieżka na szczyt. Niestety, gdy dotarłem na miejsce okazało się, że widok był dosyć marny a podejście bliżej krawędzi gdzie byłoby zdecydowanie ciekawiej było zbyt niebezpieczne. Po zejściu na dół postanowiłem, że nadszedł czas, aby powoli zacząć się zbierać do powrotu na parking gdzie czekał na mnie tuk tuk. Do Luang Prabang dotarliśmy tuż po piętnastej, muszę przyznać, że jazda powrotna tak mnie wynudziła, że po powrocie do hotelu postanowiłem zrobić sobie krótką drzemkę. Tego dnia udałem się na miasto jeszcze tylko jeden raz, aby zjeść ostatnią w tym mieście kolację. Jutro czekała mnie dosyć długa podróż łodzią do Nong Khiaw.