Dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem podróży z Pekinu do Datongu. Już wczorajszego dnia postanowiłem, że na dworzec udam się taksówką (szybko i w miarę tanio). Przed odjazdem zostało mi tylko wypłacenie trochę Yuanów na drogę oraz na wypadek gdyby nie udało się znaleźć bankomatu w Datong. Szybki kurs na dworzec, przejście rzez bramki kontrolne, zakup ostatniego prowiantu na drogę i można było wejść do poczekali. Wnętrze dworca robi ogromne wrażenia, kilka wielkich hal dla oczekujących sporo sklepów no i jeszcze więcej ludzi. Po dotarciu do swojej poczekalni (łatwo trafić napisy po angielsku i po chińsku) okazało się, że Chińczycy jednak kochają podróże pociągami. Trudno było mi się pomiędzy nimi przecisnąć, wtedy sobie uświadomiłem, że przecież oni wszyscy czekają na ten sam pociąg (a ja mam podobno bilet bez miejscówki). Po około 90 minutach otworzyły się drzwi na peron, jeszcze tylko szybkie sprawdzenie biletów i po chwili udało się znaleźć odpowiedni pociąg. Problem w tym, że drzwi do niego były jeszcze zamknięte a przed każdymi z nich stał tłum Chińczyków. Udało mi się odnaleźć dwie białe twarze i podpytać trochę o podróż. No i okazało się, że mam jednak bilet z miejscówką. Trzeba było jeszcze tylko znaleźć odpowiedni wagon i ustawić się przed drzwiami. Po krótkim czasie i przepychaniu się pomiędzy podróżnymi udało mi się go znaleźć. W tym momencie każde z drzwi otworzyły się i cały tłum ruszył z wrzaskiem do środka (ja niestety stałem gdzieś pod koniec). Po kilku minutach udało mi się wejść do wnętrza, a nie było to łatwe z moim wielkim plecakiem. Jeszcze tylko kilka metrów, wreszcie, udało mi się dotrzeć na moje 094 miejsce ale,… ktoś już na nim siedział. Grzecznie pokazałem swój bilet a miły pan jeszcze grzeczniej ustąpił mi miejsca do tego nawet pomógł zarzucić plecak na półkę. Mimo że miejsca okazały się siedzące sama klasa pociągu nie była już aż tak dobra. No, ale co tu narzekać za 30Y ponad 300 km, tym bardziej, że trafili się w miarę przyzwoicie pasażerowie. Jeden trochę mówiący po angielsku jadący do Datongu, oraz drugi w raz z rodziną mówiący trochę lepiej w znanym mi języku. Od niego właśnie udało mi się wyciągnąć trochę informacji o mojej miejscowości docelowej oraz poprosić go o przetłumaczenie kilku zdań na język Chiński (miałem zamiar zakupić bilety do Xi'an zaraz po przyjeździe a te tłumaczenia miały by mi w tym pomóc). Po około 6 godzinach jazdy pociąg zatrzymał się w miejscowości docelowej. Jeszcze tylko wyjście z peronu i znalezienie noclegu i po wszystkim. Zaraz po wyjściu z terminalu nie zdążyłem jeszcze się dobrze rozejrzeć a już stał przy mnie miły Chińczyk bardzo dobrze mówiący po angielsku. Jak się potem okazało pracował w miejscowym biurze CITS (Chińska agencja turystyczna). Od razu zaoferował swoją pomoc. Pierwsza myśl jaka mi przebiegła po głowie to, że jest to jakaś podpucha (pewnie drogo, itp.) Na szczęście nie w tym przypadku, po kilku minutach znaleźliśmy się w jego biurze. Na wstępie dostałem propozycje wycieczek do interesujących mnie miejsc, ale jak można się było spodziewać było strasznie drogo, 300Y do Yungang Caves i Hanging Monastery. Jak możecie przypuszczać nie skorzystałem z oferty. Skorzystałem natomiast z dwóch następnych propozycji. Pierwsza to zakwaterowanie w hotelu obok biura (około 10 metrów) oraz tutaj muszę się przyznać, że poszedłem na łatwiznę o pośrednictwo w zakupie biletu do Xi'an (oczywiście z drobną prowizją 40Y). Wpłaciłem 100Y depozytu za bilet i udałem się do hotelu w celu zakwaterowania. Miałem do wyboru dwie możliwości, 150Y za nocleg w pokoju jednoosobowym, co mnie całkowicie nie interesowało lub w cztero osobowym dormie. Postanowiłem wybrać tą drugą opcję, co prawda standard był gorszy niż w Pekinie (brak klimatyzacji, publiczna łazienka a prysznic na innym piętrze) jednak cena była nieporównywalnie niższa (30Y do Pekińskich 80Y). Czekając na zakwaterowanie zagadała do mnie pewna Holenderka jak się okazało w raz z mężem sporo podróżują i aktualnie Chiny odwiedzają po raz siódmy. W związku, że wycieczki organizowane z CITS także im nie pasowały, zostałem namówiony na wspólne wynajęcie samochodu w raz z kierowcą oraz odwiedzenie wymienionych wcześniej atrakcji wspólnie. Po krótkiej rozmowie uznaliśmy, że będzie to najlepszy pomysł. Wynajem wraz biletami wstępu będzie nas kosztował około 300Y, tyle samo co w CITS ale będziemy mogli dowolnie układać sobie trasę. No i w tym przypadku czasowo ogranicza nas tylko nasza wola zwiedzania. Ktoś mógłby w tym momencie powiedzieć, że można te miejsca odwiedzić indywidualnie. Zgadzam się z tym i tak też na początku planowałem. Problem leży w tym, iż zajęłoby mi to prawdopodobnie dwa dni. Do Monastery jest około 65 km w jedną stronę a do Yungang Caves około 20km. Samochodem na pewno będzie szybciej, bardziej komfortowo, może troszeczkę drożej (ale to ostatnie postaram się przeboleć). Po ustaleniu szczegółów wycieczki postanowiłem wraz z nowo poznanymi towarzyszami udać się na wspólny obiad, a może i kolacje (chociaż nie mogę sobie także przypomnieć jakiegoś konkretnego śniadania). W pierwszej napotkanej restauracji zamówiłem sobie uboższą wersje obiadu z poprzedniego dnia, czyli kawałki kurczaka, cebuli, papryki oraz orzeszki ziemne (tym razem bez sosu i makaronu). Jedzonko mimo to było wyśmienite. Przy okazji jedzenia posłuchałem kilku ciekawych opowieści od bardziej doświadczonych podróżników oraz zdobyłem kilka informacji odnośnie noclegów w Hong Kongu oraz Szanghaju (mam nadzieje, że rady te jak najbardziej mi się przydadzą). Po zawarciu udanej znajomości Holendrzy udali się na stację autobusów dalekobieżnych w celu zakupu biletów(jadą dalej do Pekinu dwa dni później), odziwo czas jazdy autobusem jest identyczny jak pociągiem, może czas tego spróbować. A ja najedzony i lekko zmęczony dzisiejszą podróżą wróciłem do hotelu i padłem (oczywiście po ówczesnym napisaniu powyższego tekstu).