Według wczoraj ustalonego planu dzisiejszego dnia miałem na wypożyczonym skuterze dostać się do oddalonego o prawie 50 km od Hoi An My Son. Zanim wsiadłem na podstawiony pod hotel skuter udałem się jeszcze zjeść śniadanie. Standardowo spożyłem omleta z bułkami, masłem i dżemem i po posiłku wróciłem do hotelu. Jeszcze przed wyjazdem ustaliłem z Wietnamką z hotelu trasę, jaką najlepiej dostać do My Son. Po tych radach wsiadłem na skuter i udałem się na najbliższą „stację benzynową”. Gdy dotarłem na miejsce zażyczyłem sobie, aby nalano mi 3 litry benzyny, co powinno wystarczyć (1 litr na około 35 km). Gdy bym jednak się trochę przeliczył z paliwem zawsze przecież istniała możliwość dokupienia tego drogocennego płynu. (cena 1 litra benzyny do skutera wahała się w Wietnamie pomiędzy 16500 a 20000 VND). Gdy mój skuter był już zatankowany ruszyłem w drogę. Pierwsze kilometry musiałem pokonać przez zakorkowane Hoi An, po drodze napotykając się jeszcze na kolumnę weselną (trochę czasu minęło zanim się przez nią przecisnąłem). Dalsza droga przebiegła bez problemowo i po około godzinie i piętnastu minutach dotarłem do My Son. Zostawiłem swój pojazd przy jednej z pobliskich „restauracji” na świeżym powietrzu i udałem się do kas biletowych. Po zakupie biletu (60000 VND) i wejściu na teren parku niestety do samych ruin miałem jeszcze do przejścia około 2 km. Na szczęście właśnie przejeżdżała jedna z zorganizowanych wycieczek autokarowych i udało mi się zabrać razem z nimi. Swoją drogą bardzo dziwna sprawa, że autokary i samochody wpuszczają a skuterów nie chcą. Gdy dotarliśmy na miejsce „pożegnałem” się z wycieczką i ruszyłem w swoją stronę. Cały kompleks udało mi się przejść/zobaczyć w około dwie godziny, szczerze powiedziawszy byłem trochę zawiedziony wielkością tego terenu. Spodziewałem się większej ilości ruin, oczywiście to co zobaczyłem było naprawdę niesamowite. Pozostało mi poczekać trochę czasu aż do Angkor Wat, które może uda mi się zobaczyć w „najbliższym” czasie. W drodze powrotnej na parking gdzie zostawiłem swój skuter, niestety tym razem nie udało mi się trafić na żadną wycieczkę i byłem zmuszony pokonać 2 km trasy do bramy wyjściowej na piechotę. Po wyjściu z kompleksu udałem się do miejsca, w którym zostawiłem swój skuter (na szczęście cały czas tam stał). U właściciela, który „pilnował” mojej maszyny zjadłem dosyć tani, ale sycący obiad i udałem się w drogę powrotną. Gdy dotarłem do hotelu w Hoi An niestety ilość benzyny w baku nie pozwoliła mi na odwiedzenie znajdującej się około 5km od centrum miasta plaży. Gdy wróciłem na zegarku wybiła godzina 13 co oznaczało, że czekało mnie dosyć długie oczekiwanie na autobus do Nha Trang (odjazd o godzinie 18), tym bardziej męczące że już rano wykwaterowałem się z pokoju. Po tym długim oczekiwaniu i wejściu do autobusu, który na domiar złego spóźnił się godzinę pozostało mi tylko przetrwać noc. Na szczęście tym razem było więcej wolnych miejsc w autobusie, co pozwalało mi wybrać sobie najbardziej odpowiednie łóżko, w którym będę mógł w miarę możliwości wyprostować nogi. Czekała mnie kolejna długa noc w drodze do Nha Trang (12 godzin).