Geoblog.pl    seba673    Podróże    Chiny 2010... i może coś więcej    Pierwszy dzień w stolicy
Zwiń mapę
2010
08
paź

Pierwszy dzień w stolicy

 
Laos
Laos, Vientiane
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19333 km
 
Po przyjeździe nocnym autobusem (6:00) i wypakowaniu bagażu zabrałem się jedną z podstawionych, oczywiście płatnych (20000 kip) półciężarówek jadących do centrum Vientiane. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek, zanim dotarliśmy na miejsce po kolei rozwoziliśmy inne osoby (głównie Laotańczyków) tak, więc podróż trwała pewnie ze dwa razy dłużej a niżeli byśmy jechali bezpośrednio do centrum. Gdy byliśmy już na miejscu pozostało mi znalezienie jakiegoś dobrego, taniego noclegu (chociaż po tym, co wcześniej udało mi się dowiedzie o Vientiane odnośnie wysokich cen mógł być z tym problem). Po odwiedzeniu kilku okolicznych Guesthousów okazało się niestety, że będę musiał za dorma sześcioosobowego zapłacić prawie 6 dolarów. Na początku planowałem tutaj zostać dosyć krótko mianowicie jedną lub dwie noce, ale sprawy tak się potoczyły, że byłem „zmuszony” przenocować w tym miejscu aż 3 noclegi. Po zostawieniu swojego bagażu w dormie (większość osób jeszcze spała, więc nie chciałem przeszkadzać rozpakowywaniem) udałem się na śniadanie. Pierwsze odwiedzone lokale i od razu szok cenowy. Po Pakse gdzie mogłem spokojnie najeść się za 12000 kip (1,5$) tutaj ceny zaczynały się przeważnie od 3$. Szukając czegoś tańszego natknąłem się na lokal z jedzeniem „ulicznym” nie pozostało mi nic innego jak zakupić jedyną podawaną tam potrawę, czyli zupę z mięsem i z warzywami za 10000 Kip (podobna do Pho z Wietnamu). Mimo że jedzenie nie było zbyt smaczne w zupełności wystarczyło, aby zaspokoić mój apetyt. W czasie jedzenia mojego posiłku przysiadł się do mnie pewien starszy Irlandczyk, porozmawialiśmy sobie trochę i oczywiście udało mi się wyciągnąć kilka dosyć przydatnych informacji o Vientiane. Plan na dzień dzisiejszy był następujący, najpierw udać się do kafejki internetowej a potem do Konsulatu Tajlandii gdzie chciałem wyrobić wizę. W związku z tym, iż istniało wiele rozbieżnych informacji dotyczących tego czy na przejściu granicznym, którym chciałem wjechać do tego kraju jest możliwość wyrobienia wiz On-Arrival zdecydowałem się złożyć podanie o ten dokument właśnie w tutejszej ambasadzie. Bardzo dużym minusem takiego rozwiązania było to, iż dzisiaj był piątek a to oznaczyło, że przyjdzie mi poczekać na mój paszport (mam nadzieje, że już z wizą w środku) aż do poniedziałku. Miałem świadomość tego, że miasto to na pewno da się zobaczyć/zwiedzić w dwa dni, a więc gdyby nie wiza prawdopodobnie już w sobotę po południu lub w niedziele rano byłbym w następny mieście (Vang Vieng). No ale nie było co płakać. Gdy przeglądałem najświeższe informacje z Polski oraz sprawdzałem pocztę w kafejce internetowej usłyszałem bardzo znajomi język. Po kilku tygodniach udało mi się w końcu spotkać Polaków, jak się okazało podróżowali oni już od trzech miesięcy (między innymi odwiedzili Iran, Indie, Nepal) a ich celem było okrążenie świata w 18 miesięcy. W związku z tym, iż zdecydowali się zostać w Vientiane do niedzieli nasze drogi kilku krotnie się krzyżowały. Postanowiliśmy się spotkać dzisiejszego dnia po południu i wspólnie pozwiedzać miasto. Jeśli chodziło o mnie to muszę przyznać, że czas mnie trochę naglił, ponieważ wydział konsularny Tajlandii (przyjmowanie wniosków o wizy) był otwarty jedynie do 12. Miałem więc około 1,5 godziny czasu na dotarcie w to miejsce, oddalone jakieś 4km od kafejki, w której się znajdowałem. Oczywiście wszelkiego rodzaju tuk-tuki nie wchodziły w grę tym bardziej, że koszt takiej przejażdżki w tym mieście wynosił (w jedną stronę) prawie 7$. Po około 40 minutach udało mi się dotrzeć w miejsce gdzie podobno powinien się znajdywać Konsulat republiki Tajlandii. Niestety okazało się, że został przeniesiony (informacje w przewodniku jak i na stronie internetowej okazały się nieaktualne). Nie pozostało mi nic innego jak udać się do Ambasady Tajlandii (znajdowała się w innym miejscu niż konsulat) i tam spytać o drogę do konsulatu. Oczywiści czas nieubłaganie uciekał, nie chciałem nawet myśleć o tym, co by było gdybym nie zdążył w piątek złożyć dokumentów. Gdy dotarłem do ambasady niezmiernie miły ochroniarz powiedział, że konsulat w tym roku został przeniesiony w inne miejsce (tego już zdążyłem się dowiedzieć 20 minut temu), dostałem nawet dokładną mapkę z trasą dojścia i czym prędzej ruszyłem w dalszą drogę. Po następny 20 minutach (pół godziny przed 12) w końcu dotarłem na miejsce. Wypełniłem wszystkie dokumenty, dodałem dwa zdjęcia (niestety w różnych rozmiarach) i złożyłem wszystkie papiery. Na szczęście wiza do Tajlandii jest od dłuższego czasu darmowa, więc uda mi się sporo zaoszczędzić. Nadal jednak nie miałem pewności, co do czasu, jaki będę mógł przebywać w tym państwie, co prawda wpisałem we wniosku 30 dni, ale słyszałem, że w momencie, kiedy przekracza się lądową granicę czas ten automatycznie jest skracany do 15 dni. Niestety w konsulacie, bardzo dziwna sprawa także nie byli niczego pewni. Trochę martwi mnie ta niepewna sytuacja gdyż niedługo będę musiał zakupić bilet powrotny do Polski z Bangkoku a nadal nie wiem ile czasu będę mógł spędzić w Tajlandii. Po wizycie w konsulacie udałem się z powrotem do Guesthousu i po krótkiej drzemce postanowiłem odwiedzić znajdującą się w pobliżu agencję turystyczną. Musiałem sobie przecież jakoś zorganizować czas na sobotę i niedzielę. W grę wchodził trekking po pobliskim Parku Narodowym (razem z poznanymi Polakami), ale niestety okazało się, że cena będzie dla nas zbyt wysoka biorąc pod uwagę to, co oferowała ta wycieczka. Niby dwa dni trekkingu, ale początek po południu pierwszego dnia i koniec wieczorem następnego dnia. Tak więc prawdopodobnie sobota upłynie pod znakiem łażenia się po mieście. Gdy wróciłem z agenci turystycznej wraz w Witkiem i Tomkiem udaliśmy się nad Mekong. Oczywiście jak to w gronie podróżników nie mogło zabraknąć opowieści z podróży. Po dosyć miło spędzonym wieczorze (udało mi się nawet spróbować smażonej cykady) udałem się na nocleg do Guesthousu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Basia
Basia - 2010-10-12 21:30
Trochę się wydarzyło rzeczy po raz pierwszy na świecie jak jesteś w podróży ( pisałam o statku na baterie słoneczne) a jutro z 700m spod ziemi będą wydobywać chilijskich 33 górników którzy tam są już 70 dni. Taka akcja też po raz pierwszy na świecie i cały świat trzyma kciuki.
 
 
seba673
Sebastian Woźniak
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 126 wpisów126 146 komentarzy146 1093 zdjęcia1093 0 plików multimedialnych0