Dzień drugi w Pekinie udało mi się zacząć zgodnie z planem (mimo małych kłopotów z wstaniem o założonej godzinie). Szybkie śniadanko w hostelu, co prawda na razie tylko w stylu Europejskim (Jajecznica, tosty i fasolka). Zakup mapy turystycznej i można było się zabrać za planowanie dokładnej trasy do Świątyni Nieba. Jak to zwykle ze mną bywa postanowiłem nie korzystać z komunikacji miejskiej i udać się do pierwszego celu na piechotę. Taki sposób podróżowania oczywiście ma swoje plusy i minusy. Do minusów na pewno można zaliczyć zmęczenie spowodowane sporymi odległościami do przejścia oraz temperaturą, która w momencie mojego wyjścia z hostelu wynosiła około 31 stopni celciusza (reszty minusów nie dostrzegłem, jak na razie). Plusami oczywiście są nieopisane widoki, jakich z okna autobusu zobaczyć niemożna, a nawet jeśli się coś ciekawego zobaczy nie da rady się na dłużej zatrzymać. Zgodnie z wytyczoną trasą po wyjściu z hostelu skręciłem na południe w Qianmen Dajie a potem prosto aż do zachodniego wejścia do Parku Świątyni nieba. Bilet kupiony bez problemu (jak trzeba to chińczycy potrafią się kilka słów po angielsku nauczyć). Cały park jest strasznie duży, łącznie ze wszystkimi atrakcjami to jest The Fasting Palace, China Rose Garden, przepięknym Temple of Heaven i zrobieniu sporej ilości zdjęć jego przejście do bramy południowej zajęło mi około 3 godzin. Mimo czasu spędzonego w środku nie żałuje wydanych pieniędzy na bilety (45Y za wejściówkę oraz kilka innych atrakcji). Następnym punktem wędrówki miały być położone niedaleko 2 parki. Jeden mniejszy (odziwo wstęp bezpłatny) z pięknym jeziorkiem po środku i drugim ogromnym (wstęp 2Y), którego przejście (oczywiście tempem spacerowym) zajęło mi jakieś 2,5 godziny. Następnym punktem było dojście do głównego dworca kolejowego (aby w dniu dalszej podróży do Datongu nie zgubić się przed odjazdem pociągu) ale po drodze było trzeba cos zjeść. Mijając kolejne knajpki z chińskim jedzeniem udało mi się trafić na idealne miejsce na obiadokolację. Mc Donald. Oczywiście zamówiłem standardowe dania z hamburgerami, frytkami oraz colą (zestaw razem 20Y). Po sowitym jedzonku czas na Dworzec główny Pekinu, ale przed nim jeszcze od południa spacerek wzdłuż pozostałości po murze z dynastii Ming. Po około pól godzinie udało mi się obejść go od strony wschodniej i moim oczą ukazał się dworzec. Pierwsze wrażenie SZOK. Wielki moloch (dworzec centralny w warszawie to przy nim pikuś) i jeszcze więcej chińczyków próbujących kupić bilety. Warto wspomnieć ze w Chinach bilety kupuje się na zewnątrz dworca a potem dopiero wchodzi przechodząc prze drobiazgowa kontrolę łącznie z bramkami do prześwietlania bagażu takimi jak na lotniskach. Trochę mnie to przeraziło, głównie perspektywa kilkugodzinnego stania w kolejce po bilet. No ale nic, pomyślałem ze będzie trzeba wydać te kilka Yuanow więcej na pośrednictwo hostelu i w tym momencie przypomniałem sobie ze czytałem gdzieś, że na dworcu powinna być kasa dla obcokrajowców i taką po krótkich poszukiwaniach udało mi się znaleźć. Co prawda stali przy niej chińczycy, ale było ich zdecydowanie mniej niż przy innych stacjach. Po wyjściu z hali z kasami zaczepiły mnie dwie Chinki, odziwo nie chciały nic sprzedać a tylko zrobić sobie ze mną zdjęcie. Oczywiście pamiętałem opowieści wielu osób żeby w takim momencie trzymać wszystkie wartościowe przedmioty na oku. No, ale nic złego się niestało i tak oto stanę się pewnie atrakcja w jakimś chińskim FaceBooku. Po tym miłym spotkaniu udałem się bezpośrednio do Hostelu robiąc kilka zdjęć i filmów na deptaku Qianmen Dajie (po zmroku, kiedy zaczynają się zapalać wszystkie światła na ulicy i w okolicznych pawilonach całość przybiera zupełnie nowego oblicza). Koniec dnia upłynął mi na sprawdzaniu poczty rozmowach przez Skype i częściowym planowaniu następnego dnia.