Geoblog.pl    seba673    Podróże    Chiny 2010... i może coś więcej    Park Olimpijski
Zwiń mapę
2010
24
lip

Park Olimpijski

 
Chiny
Chiny, Pekin
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9641 km
 
Po dosyć intensywnie spędzonych w Pekinie poprzednich dniach tym razem postanowiłem trochę odpuścić i udać się na spokojną wycieczkę do Parku Olimpijskiego. W związku z tym, iż Stadion Olimpijski znajduje się po drugiej stronie miasta miałem dwa wyjścia albo jechać dwoma autobusami albo metrem. Wybór z oczywistych względów padł na ten drugi środek transportu, przyjazne turystom metro a do tego klimatyzacja miały ułatwić podróż w kolejny upalny dzień. Minusem było jedynie to, że z hostelu, w którym się zatrzymałem nie da się bezpośrednio dojechać do Parku Olimpijskiego. Trzeba skorzystać z trzech linii metra, na szczęście w Pekinie nie ma z tym najmniejszych problemów. Kupując jeden bilet za 2Y (1zł) można dowolną ilość razy przesiadać się na kolejne linie za pomocą wygodnych węzłów przesiadkowych. Tak, więc po upływie około 40 minut dotarłem na miejsce. No może prawie na miejsce, postanowiłem wysiąść trochę wcześniej i przejść się ostatni kilometr pieszo. Aleja, która prowadzi dokładnie pod Stadion Olimpijski była wybudowane specjalnie na Igrzyska, widać to po liczbie samochodów nią jeżdżących, jak na Pekin to można powiedzieć, że wcale ich nie ma. Dochodząc do bramy głównej Parku Olimpijskiego zaczął się powoli wyłaniać kształt olbrzymiego stadionu przypominającego ptasie gniazdo. Krótki spacerek po jego południowej stronie i udało się dojść do kas biletowych. Niestety bilet wstępu kosztuje aż 50Y (25zł), no ale nic, jeśli już tu dotarłem nie darowałbym sobie nie wejść na teren tego obiektu (tym bardziej że większość olimpiady w Pekinie oglądałem w TV). Dla zwiedzających otwarta jest część stadionu z trybunami, w związku z czym postanowiłem udać się na najwyższy ich punkt. Już w momencie wejścia i ukazywania się wnętrza stadionu nikt nie może pozostać obojętny na taki widok. Usiadłem sobie wygodnie na krzesełku i podziwiałem ten niesamowity twór chińskiej inżynierii. Na dwóch telebimach rozlokowanych na przeciwległych stronach wyświetlany był film z Igrzysk Olimpijskich z 2008 roku. W momencie, kiedy były pokazywane sceny z zawodów, rozdania medali aż łezka się w oku zakręciła. Dlaczego nie było mnie tutaj dwa lata temu. W tej chwili postanowiłem sobie, że następnej olimpiady nie odpuszczę tym bardziej, że będzie odbywała się w miarę, „blisko” bo w Londynie. Problemem może okazać się tylko pogodzenie tego widowiska z innym odbywającym się w podobnym czasie (troszkę bliżej). No dobra, ale dość tego planowania przyszłości trzeba wrócić do teraźniejszości. Gdy spojrzałem na zegarek okazało się, że siedziałem na trybunach prawie 40 minut sam ten fakt świadczy o niesamowitości tego miejsca. Po zejściu z górnego piętra postanowiłem udać się jeszcze nad nieopodal przepływającą rzeczkę. Na kilku oglądanych wcześniej zdjęciach widziałem, że jeśli trafi się na dobrą porę można zrobić niesamowite fotki z odbijającym się w niej stadionem. Tego dnia to był przedostatni punkt mojego planu, zostało mi tylko zakupienie biletu na pociąg do Datongu. Po następnych 40 minutach jazdy udało mi się dotrzeć do głównego dworca Pekińskiego. Od razu udałem się do wcześniej upatrzonej kasy dla „zagraniczniaków”. Kilka minut stania i byłem już przy okienku. Dzień wcześniej poprosiłem miłą Chinkę w hostelu o przetłumaczeniu mi kilku rzeczy przydatnych do zakupu biletu. Jak się okazało karteczka z tymi informacjami nie była potrzebna, pani w okienku mówiła trochę po angielsku, no ale jak to w Chinach bywa bez kłopotów się nie obyło. Najpierw okazało się, że niestety nie mogę jechać tym pociągiem który sobie upatrzyłem tylko późniejszym. Najgorsze było to, że nie można było kupić miejscówek, jakoś będzie trzeba wytrzymać te 5 godzin jazdy. Na domiar złego po zaklepaniu pociągu dostałem bilet na czwartek zamiast na wtorek, na szczęście nie było problemów z jego wymianą. Uradowany pierwszym udanym zakupem biletu kolejowego pozostało mi tylko czekać na pierwszą mam nadzieję udaną podróż chińskim pociągiem (prawdopodobnie w niezbyt komfortowych warunkach. Do hostelu postanowiłem ponownie przejść się pieszo, co powinno było mi zająć około pół godziny. Jednak po drodze minął mnie riksiarz (czy jak to się u nich nazywa) i zaczęło się. Nie dawał mi spokoju proponując różne kierunki przejażdżki, w końcu dałem się namówić i powiedziałem żeby podwiózł mnie w kierunku hostelu. To był mój spory błąd tego dnia. Pamiętając opisy na blogach najpierw umówiłem się na cenę 4Y (szkoda że nie na piśmie) potem była dosyć szybka jazda uliczkami w które sam bym się nie zapuścił (ale przynajmniej zobaczyłem Pekin od drugiej strony). Tuż za nowoczesnymi blokami kryły się ceglane domki bez drzwi i okien (jedynie zasłonięte jakimiś szmatami) a w nich całe rodziny gnieżdżące się na małej przestrzeni. Już się boję tego co zobaczę w Datongu. Wracając do przejażdżki rikszą, Chińczyk dowiózł mnie w znajome miejsce, z którego mogłem wrócić do hostelu. Po przejażdżce otworzyłem portfel i chciałem zapłacić umówioną stawkę, ale zanim wyjąłem jakiekolwiek pieniądze on zdążył już wyjąć cennik gdzie stawki zaczynały się nie od 4 a od 300Y. Na szczęści do mnie wyskoczył z 30. Zaczęły się tłumaczenia, on coś po chińsku co jakiś czas wtrącając jakieś zdania po angielsku w stylu No way man, 30 Yuan, no man. Postanowiłem sobie, że nie dam się naciągnąć na kwotę jaką chce tym bardziej że ta sama trasa metrem kosztowałaby mnie tylko 2Y. W końcu po paru minutach na odczepnego dałem mu 10Y i ruszyłem w stronę hostelu. Z oddali dało się tylko słyszeć milknące słowa „No mannnnn……”. Po takiej przygodzie przyznam się szczerze zapragnąłem coś zjeść, wracając kupiłem sobie 2 szaszłyki (jeśli można to tak nazwać) z kurczakiem, nie był to jedyny wybór za tą samą cenę można było skosztować żab na patyczku.
Jeśli chodzi o następny dzień ( niedziela) w Pekinie to za dużo opisywania nie ma. Całodniowy odpoczynek w hostelu, obejrzane chyba ze cztery filmy. Dodam tylko że jak na chiński hostel to 32 calowy LCD nieźle wywiązywał się ze swojej roli, a oglądane filmy były legalnie wypalone w Chinach. Jutro czas na ostatnią zaplanowaną atrakcję czyli Summer Palace i może jeśli czas pozwoli Pekińskie Zoo.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Zosia
Zosia - 2010-07-25 22:06
Pekińskie zoo koniecznie!!!! pozdrów pandy!
 
Zosia
Zosia - 2010-07-25 22:06
Pekińskie zoo koniecznie!!!! pozdrów pandy!
 
Joanna i Ludwik
Joanna i Ludwik - 2010-07-26 23:04
W końcu dostaliśmy się na bloga i zaczytujemy się z zazdrością. My też tak chcemy !!! (na następny wypad masz co najmniej jednego towarzysza).
Czekamy na kolejne wpisy :)
Pozdrawiamy
 
Basia
Basia - 2010-07-27 16:04
Na pandę w Syczuanie przeszłam 2 lata temu 10km. Zapraszam na ECCO Walkathon we IX, będziemy ratować niedźwiedzie polarne w Arktyce
 
Basia
Basia - 2010-07-28 23:27
Ponoć w Szanghaiu wszystkie"długie nosy" kierują się do budynku z napisem "Shandhai Nan Wai Tan Cloth Market" Nawet jak się nie dasz obmierzyć warto zobaczyć
 
 
seba673
Sebastian Woźniak
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 126 wpisów126 146 komentarzy146 1093 zdjęcia1093 0 plików multimedialnych0