Luzhi - tak nazywa się miasto/miasteczko, które zaplanowałem odwiedzić. Znajduje się około 25km na wschód od Suzhou. Zgodnie z tym, co przeczytałem w przewodniku najlepszym sposobem na dostanie się w to miejsce była podróż autobus nr 618 odjeżdżającym, co pół godziny z okolic północnego dworca kolejowego w Suzhou. Wydawało się dosyć proste, na początku musiałem się dostać na dworzec, na który udałem się znaną mi dobrze linią autobusową nr 101, następnie chciałem przejść dalszy kawałek drogi na piechotę. Niestety rzeczywistość okazała się brutalna, mianowicie cały dworzec jak i dosyć spora jego okolica była właśnie remontowana. W związku z tym droga, która miała być prosta i krótka okazała się pokręcona i jej przejście zajęło mi dosyć sporo czasu. No, ale nie ma co narzekać w końcu po około pół godzinie (w cieniu było chyba ze 36 stopni) udało mi się dostać na dworzec autobusowy. Tutaj bez problemu znalazłem odpowiedni autobus i po półtorej godzinie jazdy znalazłem się w Luzhi. Autobus zatrzymała się w miejscu, które za nic nie przypominało starego miasta. Aby tam dotrzeć zacząłem się pytać miejscową ludność, która teoretycznie powinna wiedzieć gdzie się znajduje największa atrakcja w ich mieści. Dziwna sprawa, bo nawet pokazując im Chińskie znaczki nikt nie potrafił wskazać odpowiedniej drogi. W końcu postanowiłem zaryzykować i dałem się namówić na podwiezienie przez gościa na skuterze. Po krótkich negocjacjach udało mi się zejść z ceny z 10 do 3Y. Wsiadłem na tylnie siedzenie i po około 5 minutach byliśmy przed bramą wejściową do kompleksu „Water Town”. Przyznam się szczerze że korzystanie z usług ludzi na skuterach czy w rikszach po przygodzie w Pekinie nie przychodzi mi łatwo. No ale tym razem nie było żadnych problemów, kierowca dostał umówioną stawkę, podziękowaliśmy sobie i każdy odszedł lub odjechał w swoją stronę. Po zakupie biletu udałem się przed siebie, wnętrze starego miasta rzeczywiście odróżnia się od reszty, której do tej pory widziałem, nawet w, Suzhou które także jest znane ze swoich kanałów. W luzhi w większości przypadków są one wąskie, po obydwu stronach znajdują się także niezbyt szerokie uliczki a tuż przy nich stare zabudowania mieszkalne (większość przebudowana na sklepy z pamiątkami). Co prawda nie jest to Wenecja, ale takie miasteczko też ma swój urok. W cenie biletu, który zakupiłem były zawarte wejściówki do pięciu różnych „atrakcji turystycznych”. Od jakiegoś przeciętnego ogrodu przez muzea, aż do pawilonów z różnymi eksponatami pochodzącymi z okolicznych terenów. Szczerze powiedziawszy wydaje mi się, że nie były one warte wydanych pieniędzy i tak największe wrażenia robią kanały i domy znajdujące się pomiędzy nimi. Dodam jeszcze tylko, że warto zboczyć trochę z utartych szlaków przewidzianych dla turystów. W miejscach takich, wchodząc z wąskie alejki można poobserwować prawdziwe życie tego niezwykłego miasteczka. Dalekie od ideału, brudne domy oraz ludzie żyjący w warunkach, jakich na pewno im nie zazdroszczę. Po tym niezwykłym zabytkowym „skansenie” pochodziłem sobie może około 2 godzin, po tym czasie zdecydowałem się wrócić do Suzhou. Gdzie czekało mnie trochę spraw do załatwienia związku z szykującymi się kolejnymi bardzo intensywnymi godzinami mojej podróży. Bardzo ranne wstanie (około 6) potem dotarcie do dworca autobusowego skąd miałem wrócić do Szanghaju. Następnie trzeba będzie się jeszcze przemieścić z północnej jego części na południowy dworzec kolejowy gdzie o godzinie 12:30 odchodzi mój pociąg do Shenzhen (przypomnę, 17 godzin jazdy bez miejsc siedzących).