Geoblog.pl    seba673    Podróże    Chiny 2010... i może coś więcej    Kasyna i Portugalska architektura
Zwiń mapę
2010
16
sie

Kasyna i Portugalska architektura

 
Makau
Makau, Makau
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13360 km
 
W związku z dzisiejszym wyjazdem do Makau postanowiłem się zmusić do wczesnego wstania. O godzinie 8 (dla mnie to prawie noc) byłem już zwarty i gotowy do drogi. Musiałem tylko dojść na przystań promową, co zajęło mi około 15 minut. Promy z Hong Kongu do Makau pływają regularnie każdego dnia w odstępach półgodzinnych. Zakup biletu kosztował mnie w dwie strony bagatela aż 300HK$ (około 160 zł). Mogłem skorzystać także z tańszej opcji za 270HK$, ale musiał bym wtedy wypłynąć z Makau przed 17:30. Nie chcąc ryzykować ewentualnego spóźnienia zdecydowałem się na droższą opcję (powrót do godziny 22:30). Prom z Hong Kongu wypłynął zgodnie z planem i po około godzinie byłem już w Makau. Została mi tylko krótka odprawa paszportowa i mogłem się delektować tym niezwykłym miejscem. Makau tak samo jak Hong Kog jest specjalną strefą ekonomiczną należącą do Chin. Słynie głównie ze starych budowli pozostałych po dawnej koloni portugalskiej oraz oczywiście z kasyn. Niestety dla mnie, te drugie z tutejszych atrakcji są otwierane przeważnie po zmroku, kiedy ja będę się szykował do powrotu. Może jeszcze kiedyś uda mi się tutaj przylecieć, oczywiście z większą ilością pieniędzy w portfelu. Po wyjściu z terminala postanowiłem od razu udać się do centrum starego miasta, najlepszym sposobem było dostanie się do jednego z wielu darmowych autobusów kursujących pomiędzy przystaniami a kasynami (oni tutaj wiedzą jak łapać klientów). Taki sposób znacznie skraca czas potrzebny do znalezienia się w centrum gdyż większość kasyn znajduje się w jednym miejscu, pomiędzy terminalem promów a resztą miasta. Po wejściu do jednego z takich autobusów po około 10 minutach zostałem wysadzony pod drzwiami jednego z kasyn, oczywiście nie zamierzałem do niego wchodzić tylko udać się dalej w kierunku mojego pierwszego dzisiaj celu, którym miał być plac „Largo Do Sanado”. Przechodząc dalej przez dzielnicę kasyn podziwiałem coraz to większe i bardziej wymyślne budowle. Największe wrażenie niewątpliwie zrobiło na mnie kasyno i hotel „Grand Lisbon” ze swoim nieprzeciętnym kształtem (budynek w złotym odcieniu widoczny na wielu zdjęciach). Zanim dotarłem do centrum niestety rozpadał się deszcz, przez krótką chwilę miałem nadzieje, że jest on tylko przelotny, dlatego zdecydowałem się wejść do jednej z napotkanych restauracji i coś przekąsić. Po dosyć solidnym posiłku, który spożyłem niestety okazało się że deszcz nadal pada. Nie mogłem przecież siedzieć cały dzień w tym miejscu, postanowiłem założyć kurtkę przeciwdeszczową (używałem jej dopiero pierwszy raz od przyjazdu do Chin) i kontynuować swoje zwiedzanie. Deszcz mimo wielu oczywistych minusów posiadał także jeden dosyć istotny plus. Nagle większość turystów zniknęła i na ulicach zrobiło się w miarę luźno. Po dotarciu do „Largo Do Sanado” wreszcie po prawie 4 tygodniach podróży mogłem zobaczyć w miarę znaną mi architekturę. Plac otoczony był przez budynki wybudowane w stylu portugalskim, tuż za nim znajdował się przepiękny kościół Świętego Dominika. Oczywiście nie omieszkałem do niego wejść. Kolejnym celem, do którego chciałem dotrzeć była katedra Macao, odziwo była mniejsza od kościoła Świętego Dominika. Po wyjściu z niej miałem wspiąć się na jedno z pobliskich wzniesień i obejrzeć dawny portugalski fort. W tym miejscu muszę się przyznać trochę zabłądziłem i zamiast do fortu dotarłem do innej góry, na której znajdowała się stara latarnia morska. Oczywiście tutaj też chciałem dotrzeć, ale trochę w innej kolejności. Korzystając z okazji, że właśnie przestał padać deszcz mogłem trochę przeschnąć, w międzyczasie robiąc kolejne zdjęcia z panoramą Makau. Spędziłem tutaj może około pół godziny, po czym postanowiłem udać się grzbietem tego wzniesienia dalej na północ. Tam znajdował się dosyć ciekawy ogród botaniczny, do którego można było się dostać kolejką linową. Traf chciał, że akurat w ten dzień nie kursowała. Nie pozostało mi nic innego jak zejść tam pieszo. Po zobaczeniu wszystkiego, co było do zobaczenia w tym miejscu za następny cel wyznaczyłem sobie „Lou Lim Loc Garden”. Tak jak w Hong Kongu tak i w Makau wstęp do większości ogrodów i atrakcji turystycznych jest darmowy. Ogród okazał się naprawdę nieprzeciętny, mimo dosyć niewielkich rozmiarów można by po nim spacerować chyba godzinami. Niestety ja nie miałem tyle czasu i zabawiłem w nim może około pół godziny. Jeśli chodzi o ogrody i parki to postanowiłem, że na dzisiaj już koniec z nimi, mimo że jeszcze kilka by się w okolicy znalazło. Tym razem za cel obrałem sobie niewielką świątynię „Kum Iam”. Niestety okazała się dosyć przereklamowana i po spędzeniu w niej może kilku minut postanowiłem ruszyć dalej. Pamiętając moje niepowodzenie w odszukaniu fortu, który chciałem odwiedzić wcześniej, tym razem nie miałem zamiaru odpuszczać i po około pół godzinie udało mi się do niego dostać. Po drodze zahaczając jeszcze o kolejny plac w stylu europejskim „Tap Seac”. Wracając do mojego zagubionego fortu, po wdrapaniu się na górę, na której się znajdował ponownie po raz drugi dzisiejszego dnia mogłem się rozkoszować widokiem na Makau z góry. Z tej wysokości udało mi się dostrzec kolejny cel mojego dzisiejszego zwiedzania a mianowicie ruiny Kościoła Świętego Paula. Po dojściu do nich nagle uświadomiłem sobie, że takiego tłumu jak tutaj jeszcze dzisiaj nie widziałem. Sam kościół gdyby dalej stał pewnie byłby wspaniałą budowlą, którą można było by porównywać z jednymi z najwspanialszych znajdujących się w europie. Niestety z biegiem czasu i niektórych wydarzeń z budowli pozostała tylko przednia ściana oraz nieliczne zachowane elementy rozsiane po okolicznym terenie. Przyznam się szczerze, że to co pozostało naprawdę było warte odwiedzenia tego miejsca. Co dalej? Zadałem sobie pytanie. W przewodniku przeczytałem o pewnej ulicy znajdującej się nieopodal „Largo Do Sanada” na której podobno były kręcone sceny z filmu „Indiana Jones i świątynia zagłady”. Oczywiście ja, jako zapalony miłośnik kina nie mogłem odpuścić takiej okazji i po następnej pół godzinie byłem na miejscu. Udało mi się zrobić trochę zdjęć i po powrocie do domu postaram się odnaleźć pasujące do nich sceny z filmu. Powoli zbliżała się godzina 16 i trzeba było zacząć myśleć o powrocie na przystań promową. Nie zamierzałem oczywiście robić tego przy pomocy komunikacji miejskiej, ale jak to ze mną bywa, dojść tam na nogach. Wyznaczyłem sobie trasę, biegnącą głównie zachodnią i południową częścią półwyspu. Po drodze mijałem między innymi „Macau Tower” oraz kolejne niezwykłe kasyna. Przed samymi dokami udałem się jeszcze do „Fisherman’s Wharf”, niezwykłego kompleksu z barami, restauracjami i oczywiście kasynami. Cały teren robi niesamowite wrażenie, znajduje się tutaj między innymi budowla przypominająca wulkan, świątynię chińską czy nawet greckie Koloseum (do zobaczenia na zdjęciach). Tego dnia była to ostatnia rzecz, jaką udało mi się zobaczyć w tym niezwykłym mieście. Około godziny 22 dotarłem z powrotem do Hong Kongu a po następnych 15 minutach do hostelu. Jutro czekał mnie ostatni dzień w tym miejscu, który chciałem przeznaczyć na zwiedzenie Hong Kong Island.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (41)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2010-08-23 11:55
Az Ci zazdroszcze tego miejsca.
 
 
seba673
Sebastian Woźniak
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 126 wpisów126 146 komentarzy146 1093 zdjęcia1093 0 plików multimedialnych0