Sobotni poranek w Hanoi, za oknem jeszcze szarówka a ja musiałem wstać o 5:30. Mimo początkowych trudności udało mi się zwlec z łóżka już po 10 minutach. Dzisiejszego dnia czekała mnie podróż na Cat Ba gdzie planowałem spędzić kilka „spokojnych dni” leżąc brzuchem do góry na plaży, przechadzając się po tropikalnym lesie w Parku Narodowym i oczywiście odwiedzając niesamowite wyspy w Halong Bay. Większość osób spotykanych w hostelach, z którymi rozmawiałem wybiera opcję wycieczki zorganizowanej bezpośrednio z Hanoi (Jedno, dwu lub trzydniowych) jednak ja zdecydowałem się na wariant podróży na tą przepiękną wyspę indywidualnie. Udało mi się znaleźć wczorajszego dnia w Internecie rozkład jazdy autobusów odjeżdżających z Hanoi do Haiphong znajdującego się nad morzem. Ułatwiając sobie trochę podróż zdecydowałem się zakupić bilet łączony u dosyć dobrze znanego operatora turystycznego w Wietnamie a mianowicie Hoang Long. Na cenę biletu (190000 VND) składała się oczywiście podróż autobusem z Hanoi do Haiphong a potem promem na Cat Ba. W związku z tym, iż autobusy odjeżdżają z Hanoi tylko cztery razy dziennie i nie chcąc marnować dnia zdecydowałem się na najwcześniejszą możliwość o 7:30 (stąd też moje poranne wstanie). Po spakowaniu plecaka udałem się do recepcji, tutaj niestety ta sama sytuacja, co podczas mojego przyjazdu (o 5 rano) musiałem obudzić śpiącego Wietnamczyka. Pierwsza próba się nie powiodła, otworzył tylko oczy nacisnął guzik na pilocie otwierający bramę wyjściową i poszedł spać. Nie chcąc być nie uczciwym i wychodząc bez opłacenia moich noclegów spróbowałem jeszcze raz. Tym razem wyraźnie pokazując pieniądze w moim ręku. W tym momencie Wietnamczyk się wreszcie ocknął i złapał za kalkulator. Za dorma ośmioosobowego w „Central Backpacker's Hostel” zapłaciłem około 100000 VND. Do dworca, z którego miał odjechać mój autobus miałem jakieś 3km, zdecydowałem się dojść tam na piechotę (była wczesna pora, słońce jeszcze tak mocno nie grzało). Około godziny 7 dotarłem na miejsce (oczywiście nie bez kłopotów, moja mapa nie obejmowała niestety tych terenów). No, ale od czego są pomocni w każdej chwili Wietnamczycy. Bilet udało mi się zakupić w cenie identycznej, jaką poprzedniego dnia znalazłem na stronie internetowej przewoźnika. Nie musiałem zbyt długo czekać i po kilkunastu minutach mogłem już wsiąść do autobusu, w między czasie zakupując w pobliskim sklepiku dwie bułki za 4000 VND każda (nie chciało mi się za bardzo targować). Sama podróż do Haiphong nie była zbyt ciekawa, marne widoki i spore korki na drogach. Do miasta dotarliśmy już o 9:35, jednak tutaj pojawiła się pierwsza niespodzianka. Myślałem, że od razu wpakują nas na łajbę i popłyniemy na wyspę. Okazało się jednak, że port promowy znajduje się kilka kilometrów dalej i o godzinie 10 przyjedzie po nas kolejny autokar żeby nas tam zabrać. Nie było, co narzekać tylko poczekać te kilka minut, ku mojemu zaskoczeniu autokar pojawił się o czasie (w Wietnamie to rzadkość jak do tej pory). Po następnych 50 minutach i jeździe w niezbyt komfortowych warunkach a do tego po niemiłosiernie dziurawej drodze znaleźliśmy się w porcie, gdzie po kilku minutach przypłynęła nasza łódź. Kolejnym zaskoczeniem było dla mnie to, kto z niej wysiadł, jeszcze z oddali zauważyłem znajome twarze Austriaków poznanych w Sapie. Niestety nie było czasu na zbyt długą rozmowę zdążyli tylko powiedzieć, że było cudownie (na wyspie). Z tego co mi opowiadali wcześnie to większość czasu mieli spędzić na wspinaczce po skałkach. Do Cat Ba dopłynęliśmy około 11:20, pozostało nam tylko przeprawienie się z zachodniej części wyspy na wschodnią gdzie znajdowało się miasto Cat Ba. Pół godzinna podróż dostarczyła mi naprawdę niesamowitych wrażeń. Trasa wiła się pomiędzy górami, może nie zbyt wysokimi, ale mającymi swój niepowtarzalny urok. Nie mogłem się doczekać momentu, kiedy będę mógł przekroczyć bramy Parku (obejmującego prawie 2/3 terenu wyspy oraz okolicznych mniejszych wysepek) i rozkoszować się tymi przepięknymi krajobrazami. No, ale to dopiero za 2 dni (przynajmniej taki miałem w tym momencie plan). Po dojechaniu do miasta i wypakowaniu swoich bagaży z autobusu pozostało mi szukanie noclegu. Wiedząc, że będzie tutaj dosyć spory wybór zdecydowałem się na nierezerwowanie pokoju. Już po wyjściu z autobusu zaczepiły mnie dwie osoby proponując nocleg. Odpowiedziałem żeby dali mi swoje wizytówki a ja się zastanowię. Ruszyłem główną drogą w poszukiwaniu dobrego, ale też taniego miejsca, w którym mógł by się zatrzymać na kilka dni. Miałem dosyć sporo roboty, ponieważ przy tej drodze dosłownie roiło się od hoteli, większość cen oscylowała w granicach 180000-150000 VND, jednak jak dla mnie było to zdecydowanie za dużo. Po około pół godzinie szukania w końcu zdecydowałem się na hotel o nic mi niemówiącej nazwie „Huong Cang”. Jednym z powodów tej decyzji oprócz oczywiście „jakości” pokoju było to, iż posiadali Internet bezprzewodowy (dla mnie jak znalazł). Niestety moim błędem było to, iż nie sprawdziłem zasięgu w moim pokoju, który znajdował się na ostatnim 5 piętrze. No i niestety Internet będę miał tylko przy hotelowej recepcji. Po rozgoszczeniu się w pokoju (110000 VND po negocjacjach) i po krótkim odpoczynku udałem się na miasto. Można powiedzieć, że jest to dosyć senna mieścina, turystów za dużo nie było natomiast roiło się jak zawsze w Wietnamie od skuterów, co chwilka musiałem odpowiadać miłym i chcącym mi bardzo pomóc Wietnamczykom, że aktualnie nie potrzebuję podwiezienia. Główna ulica (centrum miasta) znajdowała się dosłownie około 30 metrów od zatoki, w której cumowało dosyć sporo łodzi rybackich i mieszkalnych (na tą właśnie zatokę mam przepiękny widok z balkonu mojego pokoju). Mimo że droga ta ma po dwa pasy ruchu w każdym kierunku przejście przez nią nie było żadnym wyzwaniem (jak to było w Hanoi), tylko co jakiś czas zdarzało się że przemknął nią jakiś skuter lub samochód. Udając się około 1 km na wschód po 10 minutach dotarłem do plaży, a właściwie do trzech znajdujących się bardzo blisko siebie (są to jedyne plaże w obrębie miasta, kolejne znajdują się po drugiej stronie wyspy lub na okolicznych wysepkach). Nie były one zbyt duże, ale miały swój własny niepowtarzalny klimat, na który wpływały otaczające je góry wpadające prosto do wód zatoki. Miłą niespodzianką była bardzo mała ilość turystów, mimo soboty oraz dosyć dobrej pogody. No może była średnio dobra (ze 30 stopni ale niestety bez niebieskiego nieba). Tego dnia postanowiłem jeszcze się nie kąpać, udało mi się tylko zamoczyć nogi. Muszę przyznać, że woda miała temperaturę pewnie około 28 stopni, coś czuję że jutrzejszy dzień będzie w całości poświęcony na wylegiwaniu się na plaży i kąpielach w morzu. Wracając do hotelu odwiedziłem po drodze sporo agencji i informacji turystycznych znajdujących się dosłownie co kilka metrów. Poszukiwałem najlepszych ofert jeśli chodzi o zorganizowanie trekkingu w Parku Narodowym (2 dnia mojego pobytu) oraz dwu lub jedno dniowego wypadu na łodzi do Halong Bay. W tym miejscu podam kilka informacji, które mogą się przydać osobą zamierzają się udać na Cat Ba, jednocześnie pewnie będą one mało ciekawe dla innych osób. Otóż odwiedzając miejsca, w których możliwe jest zorganizowanie tych wypadów można dojść do wniosku, że wszystkie one sprzedają ten sam produkt (te same miejsca do zobaczenia, podobne standardy łodzi, wyżywienia, opłat wstępu itp. Tak więc np.
Trekking po Parku Narodowym (pół dnia) od 8:00 do 12:00, oczywiście ze wszystkimi opłatami, transportem i przewodnikiem. Ceny 8-15$ . Najtańsza oferta z hotelu Huong Cang.
Trekking po Parku Narodowym (cały dzień) od 9:00 do 17:00, także ze wszystkimi opłatami, tym razem więcej chodzenia i powrót do Cat Ba łodzią. Ceny 13-19$. Najtańsza oferta z hotelu Khanh Hujyen.
Odnośnie tych dwóch trekkingów wspomnę jeszcze tylko, że grupy liczą maksymalnie 10 osób, z czego w czasie, kiedy ja przebywałem na Cat Ba było to 3-6 (mało turystów, tak mówili). Najtańsza oferta z hotelu Khanh Hujyen.
Następną rzeczą, która mnie interesowała był jedno lub dwu dniowy rejs po Halong Bay, Lan Ha Bay i Bai Tu Long (także większość agencji i hoteli ma go w swojej ofercie). Ceny wahały się od 50$ do około 65$ za dwa dni i około 18-20$ za jeden dzień. W większości zakładały początek rejsu o 8:00 pływanie pomiędzy wyspami w zatokach Lan Ha Bay, Bai Tu Long, odwiedzenie w kajakach kilku jaskiń, odwiedzenie Monkey Island, snorkeling, wędkowanie oraz oczywiście sporo czasu wolnego między innymi na pływanie i powrót około 17:00. W cenę były także wliczone posiłki (obiad i kolacja pierwszego dnia i śniadanie oraz obiad drugiego dnia w wypadku rejsu dwu dniowego i obiad podczas rejsu jednodniowego), nocleg na łodzi, sprzęt do snorkelingu oraz anglojęzyczny przewodnik. Mimo że wybrałem najtańszą ofertę z hotelu Khan Huyen mam nadzieję, że nie będę tego wyboru żałował.
Tak jak wspomniałem na początku na Cat Ba w tej chwili jest dosyć mało turystów, dlatego może być problem z realizacją tych planów i z zebraniem odpowiedniej liczby osób (zobaczymy, czas pokaże ja na pewno się nie poddam)
Wracając do dzisiejszego dnia w końcu nadszedł czas na kolacje, którą zjadłem w restauracji przy hotelu Khan Huyen (w którym także zarezerwowałem trekking po Parku Narodowym). Hotel ten był oddalony około jednego metra od hotelu, w którym ja się zatrzymałem. Dziwnym zbiegiem okoliczności miał on lepsze łącze bezprzewodowe z Internetem. Trochę zabajerowałem i dostałem hasło dostępowe, tak więc Internet w pokoju jednak będę miał, co prawda z innego hotelu ale nie to się liczy.
No to się dzisiejszego dnia rozpisałem (niestety jutro prawdopodobnie nic nie na piszę, bo co tu opowiadać o całodniowym nieróbstwie na plaży)