Geoblog.pl    seba673    Podróże    Chiny 2010... i może coś więcej    4 wyspy
Zwiń mapę
2010
16
wrz

4 wyspy

 
Wietnam
Wietnam, Nha Trang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17235 km
 
Drugi dzień w Nha Trang stał pod znakiem wycieczki o marketingowej nazwie „4 wyspy” którą postanowiłem wykupić w pobliskim biurze turystycznym. Punktualnie o 8:30 przed hotelem pojawił się bus, którym dojechałem w raz z kilkoma innymi osobami do portu gdzie już czekała na nas łódź. Pierwsze wrażenie po zobaczeniu łajby oraz sporej ilości już czekającej na niej osób nie napawało mnie optymizmem, jednak następne godziny całkowicie odmieniły mój pogląd i sprawiły, że na pewno będę bardzo mile wspominał ten dzień. Do pierwszej z wysp o nic niemówiącej mi nazwie „Hon Mieu” płynęliśmy około 40 minut. Mimo że zakotwiczyliśmy przy brzegu, na samej wyspie nie postawiłem nawet stopy. Około 60 metrów od linii brzegowej znajdowała się dosyć sporych rozmiarów platforma, przy której cumowały kolejne łodzie wycieczkowe. A na platformie same atrakcje: restauracje, sporty wodne włączając skutery, motorówki dosłownie istne szaleństwo (jak dla mnie mało interesujące). Możliwe było także zabranie się za niewielką opłatą do małej okrągłej łódeczki ze szklanym dnem, które umożliwiało oglądanie znajdującą się kilka metrów poniżej poziomu wody rafy koralowej. Jeśli chodzi o mnie to postanowiłem skorzystać z tego, co było w cenie wycieczki a mianowicie sprzętu do snurkowania. Z koszyka pełnego okularów i rurek wybrałem to, co najlepsze (dużego wyboru „jakościowego” nie było) i po chwili już znajdowałem się w wodzie. Widząc te przepiękne rafy koralowe, nawet mimo niezbyt przejrzystej wody trochę zacząłem żałować, że nie mam ze sobą swojego sprzętu do nurkowania. Gdy wszyscy znaleźli się z powrotem na łodzi ruszyliśmy w kierunku następnej wyspy. W międzyczasie załoga przygotowała dla nas posiłek. Oczywiście wśród potraw, które znalazły się na prowizorycznym stole nie mogło zabraknąć ryżu, krewetek, wietnamskich rolad, warzyw i owoców (niektóre z nich widziałem pierwszy raz w życiu). Gdy wszyscy byli już najedzeni czekała nas pierwsza z niespodzianek przygotowanych na dzisiejszy dzień. Dwójka członków załogi oraz nasz opiekun/przewodnik/tłumacz (wszystko w jednym) rozłożyli instrumenty muzyczne i dali niesamowity popis śpiewając kilka zagranicznych przebojów. Szczerze powiedziawszy był to jeden z najlepszych występów, jakie widziałem w ostatnim czasie. Po tym niesamowitym przeżyciu ruszyliśmy dalej w kierunku kolejnej wyspy. Gdy dotarliśmy na miejsce było trzeba niestety uiścić opłatę za wstęp (20000 VND) i po chwili mogłem się zrelaksować na przepięknej plaży z biały piaskiem (leżaki wliczone w cenę). W tym miejscu przebywaliśmy około dwóch godzin, przez które zdążyłem się dosyć mocno spiec. Gdy ruszyliśmy dalej i znaleźliśmy się gdzieś pomiędzy wyspami nasz przewodnik oznajmił, że czas na kolejną niespodziankę. Łódź została zatrzymana a on sam wraz z dosyć sporym pompowanym kołem wskoczył do wody a jeden z członków załogi podał mu skrzynkę lokalnego wina. Jak się okazało było ono za darmo wystarczyło wskoczyć do wody i po zaopatrzeniu się w dmuchane koło podczepić się do pływającego „baru”. Oczywiście do wody wskoczyła tylko część wycieczki (mnie także nie mogło tam zabraknąć). Unosząc się na falach, przyczepieni do naszego barku wypiliśmy w 8 osób cztery butelki dosyć dobrego wina. Za duszę towarzystwa robił najstarszy z naszego grona Anglik (który już przed tą niespodzianką był lekko wstawiony) zresztą cała nasza grupa była mocno międzynarodowa (dwójka Niemców, Anglik, Szkotka, Irlandczyk, Norweszka, Wietnamczycy oraz oczywiście jeden Polak. Po kilkudziesięciu minutach, gdy trunki się skończyły trzeba było wydostać się z wody. Gdy wszyscy byli już na łodzi (wdrapywanie się po drabince trochę trwało z powodu dużżżyyyycchhh… fal) udaliśmy się na kolejną wyspę. Jedyną atrakcją, jaka tam na nas czekała było dosyć spore oceanarium mieszczące się w stylizowanym na statek piracki budynku. Obejście całego kompleksu zajęło około pół godziny i po tym czasie udaliśmy się z powrotem na łódź, która zabrała nas do Nha Trang. Wycieczka skończyła się około godziny 16 i na pewno będę ją dosyć miło wspominał. Po powrocie do hotelu zakupiłem kolejny bilet autobusowy tym razem do Sajgonu. W związku z tym, iż nie za bardzo podobało mi się podróżowanie autobusami nocnymi (niewyspanie, po którym odsypiałem pół dnia w hotelu) zdecydowałem się tym razem na 10 godzinną jazdę autobusem dziennym (sporo tańszym od nocnego, no, ale w takim przypadku niestety nie zaoszczędzę na noclegu, no trudno coś za coś).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Basia
Basia - 2010-09-21 10:48
Łódeczki w porcie wyglądają jak układanki z papieru. Dla tych którzy nie wiedzą: to z pesteczkami obok arbuza to smoczy owoc(zobaczcie w internecie jaki piękny jest w całości) A co to to kolczaste?
 
jw
jw - 2010-09-21 11:52
takie kolczaste to chyba liczi a może to być też owoc kiwano (ale wtedy smakuje jak słodki ogórek - kiedyś to próbowałam)
 
Marcin
Marcin - 2010-10-08 00:18
fiu fiu, winko... wiadomo dlaczego tak się wycieczka podobała:p
 
 
seba673
Sebastian Woźniak
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 126 wpisów126 146 komentarzy146 1093 zdjęcia1093 0 plików multimedialnych0