Godzina 11, o tej porze postanowiłem wstać dzisiejszego dnia, mimo prawie południa ledwo udało mi się zwlec z łóżka (wreszcie wygodne po kilkunastu noclegach w Pursat). W planach na poniedziałek miałem tylko Phnom Sampeau i okolice, niestety dla mojej kieszeni teren ten był położony w dosyć sporej odległości od miasta, co wiązało się z wynajęciem skutera wraz z kierowcą. Około godziny 12 spożyłem swoje pierwsze, dosyć późne śniadanie i byłem gotowy do drogi. Ustaliłem koszt podróży z poznanym wczoraj kierowcą i razem udaliśmy się do Phnom Sampeau. Na miejsce dotarliśmy po około 25 minutach a pierwszym przystankiem była dosyć ciekawie prezentująca się pagoda (na zdjęciach). Wbrew pozorom nie była zbyt stara, według mojego kierowcy została wybudowana około trzech lat temu. Po tym dosyć krótkim przystanku udaliśmy się już bezpośrednio w miejsce, w którym można było zakupić bilety wejściowe do Phnom Sampeu (wejście na szczyt, świątynie, jaskinie i kilka innych atrakcji). Bilet za 2$ obejmował zarówno okolice, w której się znajdowałem oraz Wat Ek Phnom i Phnom Banan znajdujące się wokół Battambang. Niestety w związku z dosyć sporym rozrzuceniem tych atrakcji koszt ich odwiedzenia był dla mnie zdecydowanie za duży, dlatego zdecydowałem się tylko na Phnom Sampeu. Gdy miałem już zakupiony bilet podeszła do mnie jedna z osób pracująca w pobliskiej „restauracji” i zapytała czy potrzebuję cytuję „small guide”. Hmm… na początku nie miałem pojęcia, o co chodzi, ale gdy się dopytałem okazało się, że po tutejszej okolicy turystów oprowadzają dzieci. Na początku byłem sceptyczny, co do tego pomysłu (mimo niewielkiej ceny 1$ za około dwie godziny oprowadzania). Zdecydowałem się jednak „zatrudnić” małego przewodnika i już na wstępie dodam, że był to mój najlepszy przewodnik, jakiego miałem podczas całej mojej podróży po Azji. Nie dość, że mimo 13 lat znał prawie perfekcyjnie angielski (przyznam się, że lepiej ode mnie) to jeszcze naprawdę posiadał sporą wiedzę na temat historii tego obszaru. Pierwszym miejscem, do jakiego się wspólnie udaliśmy była jedna ze świątyń znajdująca się na zboczu góry, przyznam że dosyć mało ciekawa. Kolejne miejsce wywarło na mnie bardzo duże wrażenie, były to „Killing Caves of Phnom Sampeau”. Podczas sprawowania rządów przez Khmerów na dno tej jaskini byli zrzucani nieposłuszni (przeciwni władzy) mieszkańcy okolic. Łącznie zginęło tutaj kilkadziesiąt osób a na okolicznych terenach kilkaset (zgodnie z tym, co usłyszałem od przewodnika). W jaskini znajdował się także ołtarz z leżącym buddą a także oszklone pomieszczenie/pojemnik, w którym znajdowały się dziesiątki ludzkich kości (w tym także czaszki). Gdy wyszliśmy z tego dosyć przygnębiającego miejsca udaliśmy się do położonego jeszcze wyżej piętnasto metrowej wysokości posągu buddy. Ostatnią atrakcją, która pozostała do zobaczenia była znajdująca się na samym szczycie góry świątynia. Zanim jednak do niej doszliśmy miałem kolejną okazję zobaczyć grasujące na wolności małpy (pierwszy raz widziałem je na Monkey Island w Wietnamie). Same świątynie nie były zbyt okazałe, zachwyciły mnie za to widoki rozciągające się na Kambodżańskie równiny. Gdy nacieszyłem już wzrok tymi krajobrazami pozostało nam zejście na dół do czekającego na mnie kierowcy. Po dotarciu na parking zapłaciłem mojemu przewodnikowi i wraz z kierowcą udałem się powrotem do Battambang. Gdy dotarliśmy do hotelu zakupiłem bilet autobusowy do długo przeze mnie oczekiwanego Siem Reap a właściwie okolicznych ruin Angkor Wat.