Mimo początkowych problemów z punktualnością przyjazdu do Kratie mojego autobusu (drobne półtorej godziny opóźnienia) reszta trasy przebiegła prawie bezproblemowo. Jedyna niespodzianka pojawiła się na granicy z Laosem. Okazało się, że będę musiał dopłacić za przekroczenie granicy jeszcze 4$, a za co? Za różne rzeczy, aby tylko wyciągnąć trochę kasy od podróżnych. Do Pakse zajechaliśmy już po zmroku, niestety autobus zatrzymał się jakieś 4 km od centrum miasta (w Laosie to podobno norma). Nie pozostało mi nic innego jak poczekać na jakiegoś kierowcę motoroweru czy tutejszego wynalazku Sawng Taew tak jak to było w Wietnamie czy w Kambodży. Jednak czekanie nic nie dawało, mimo że dosłownie kilka metrów ode mnie stało kilku kierowców. Jak się przekonałem w Laosie o transport trzeba się postarać samemu, z jednej strony to dobrze nie będzie narzucających się kierowców wołających na każdym kroku motobike, Tuk Tuk, motobike,…. Tak, więc po znalezieniu kogoś, kto by mnie łaskawie podrzucił, została mi do uzgodnienia jedynie cena. 10000 Kip, tyle sobie tutaj życzyli za 3km trasę, po przeliczeniu na dolary było to jakieś 1$ 25 centów. Niestety w związku z tym, że dopiero co wjechałem do Laosu nie posiadałem jeszcze żadnej tutejszej waluty. Zostało to doszczętnie wykorzystane przez kierowcę/ów Sawng Thaewa chcącego 2$, nie było nawet mowy o żadnym wydawaniu reszty w kipach (tak jak tego chciałem). No trudno trzeba było przełknąć tą gorycz porażki i pogodzić się ze startą 75 centów. Po drodze spróbowałem jeszcze wyciągnąć trochę kasy z bankomatu, (aby zapłacić jednak w kipach), ale ponownie szczęście mi nie sprzyjało i w tym bankomacie moje karty nie chciały działać. Jeszcze wczorajszego dnia upatrzyłem sobie Guesthouse Sabaidy 2 i tam też „kazałem” mojemu kierowcy się udać. Gdy przyjechaliśmy okazało się, że wszystkie pokoje z pojedynczymi łóżkami niestety są zajęte, nie pozostało mi nic innego jak zadomowić się tym razem w cztero osobowym dormie. W gruncie rzeczy może to i lepiej, 25000 kip (3$) zamiast 40000, zawsze to jakaś oszczędność. Jeszcze w Kambodży podczas czekania na mój opóźniony autobus spotkałem pewnego Francuza, który podróżował w odwrotnym kierunku (już był w Pakse). Dzięki niemu zmieniłem trochę zdanie, co do mojego pobytu w tym mieście. Zamiast traktować je, jako tranzytowe postanowiłem zostać tutaj dłużej i wypożyczyć motorower, którym przez dwa dni pokręcę się po okolicy. Tak więc plan był, zagadką była jedynie pogoda, która niestety na jutro nie zapowiadała się zbyt dobrze (cały dzień miało padać). W związku z tym miałem plan awaryjny, jutrzejszy dzień potraktować ulgowo, czyli zostać w mieście po zobaczeniu ciekawszych miejsc pewnie zostanie mi sporo czasu na…. nudzenie się. Dawno tego nie doświadczyłem.