Przejazd na odcinku prawie 200 km z Van Vieng do Luang Prabang zajął nam prawie 7 godzin, na szczęście było to tylko półgodzinne opóźnienie w stosunku do rozkładu jazdy. Sama droga przebiegła bezproblemowo a w czasie jazdy mogłem rozkoszować się niesamowitymi górskimi widokami i niezliczoną ilością zakrętów. Chociaż może jednak tym ostatnim nie byłem zbyt zachwycony (trochę się w żołądku mieszało). Do Luang Prabang dojechaliśmy jeszcze przed zmrokiem, już po opuszczeniu autobusu ponownie musiałem „cierpieć” z powodu oddalenia dworca autobusowego od centrum. Na szczęście koszt przejazdu Tuk Tukiem rozłożył się na kilka osób i 10000 kip było jeszcze do przełknięcia. Gdy dotarliśmy do centrum od razu zabrałem się do poszukiwania taniego noclegu. Już na samym początku zostałem zaczepiony przez młodego Laotańczyka proponującego mi miejsce w Guesthousie za 40000 kip. W związku z tym, iż dopiero co przyjechałem, miałem jeszcze siły i ochotę pochodzić trochę po mieście i poszukać czegoś tańszego. Niestety po około 40 minutach chodzenia (z ciężkim plecakiem) okazało się, że pierwsza propozycja była najlepsza. Wyjąłem więc z kieszeni wizytówkę Guesthousu i udałem się w jego kierunku. Gdy znalazłem się na miejscu zdecydowałem się na pozostanie w nim, pokój nie był może zbyt duży, ale razem z łazienką (ciepła woda), telewizorem z anglojęzycznymi programami oraz małą lodówką. Na kolację postanowiłem udać się na nocny market znajdujący się niedaleko, jak się okazało był to bardzo dobry pomysł. Po kilku minutach natknąłem się na alejkę, w której było sprzedawane bardzo smaczne i tanie jedzenie (coś na kształt szwedzkiego stołu). Za 10000 kip dostawało się spory talerz i można było wybierać spośród kilkunastu rodzajów jedzenia, niestety bez mięsa. Aby zjeść coś mięsnego można było udać się kilka straganów dalej i dokupić np. szaszłyki za 5000 kip każdy. Po dosyć solidnej obiadokolacji udałem się jeszcze do kafejki internetowej. Nastał czas, kiedy trzeba było zacząć się rozglądać za biletem powrotnym do Polski. Postanowiłem, że jutrzejszego dnia padnie decyzja, odnośnie dnia zakończenia mojej podróży. Na jutro zaplanowałem sobie trochę luźniejszy dzień a mianowicie zwiedzanie miasta oraz małe rozeznanie, co do kosztów dalszej podróży (głównie rejsu do Nong Khiaw)