Geoblog.pl    seba673    Podróże    Chiny 2010... i może coś więcej    Przez granicę (Laos - Tajlandia)
Zwiń mapę
2010
21
paź

Przez granicę (Laos - Tajlandia)

 
Tajlandia
Tajlandia, Chiang Rai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19979 km
 
Wykwaterowanie z guesthousu, zabranie się do podstawionego tuk tuka i dojazd na oddalony o 10 km od centrum dworzec autobusowy, tak w skrócie wyglądał początek mojego dzisiejszego dnia. Gdy dotarłem już na miejsce odjazdu mojego busa do Huay Xai na granicy z Tajlandią okazało się, że warunki podróżowania nie będą zbyt dobre, szkoda tylko, że na jeden ze swoich najgorszych środków transportu w Laosie musiałem trafić akurat ostatniego dnia w tym kraju. Zapakowałem swój plecak na dach busa i usiadłem „wygodnie” na swoim miejscu. Jeśli chodzi o drogę, którą jechaliśmy to muszę przyznać, że w tym aspekcie Laotańczycy się postarali i prawdopodobnie była to najlepsza droga, jaką podróżowałem w Laosie. Hmm.. Dziwne najlepsza droga, najgorszym busem. Większość trasy wiodła przez tereny górzyste w związku, z czym nasz bus w momentach podjazdu pod wzniesienia niestety bardzo zwalniał, można powiedzieć, że prawie stawał w miejscu. Na pewno nie skłamię jak powiem, że jechaliśmy w tych momentach pewnie mniej niż 10 km/h. Mimo takiego stanu rzeczy do Huay Xai przyjechaliśmy o czasie tuż po 4 godzinach jazdy. Na miejscu zapakowałem się do jednego z czekających na przyjezdnych tuk tuków (10000 kip koszty dzielone) i udałem się na granicę. Muszę dodać, że granica w tym miejscu z Tajlandią przebiega środkiem rzeki. Po jednej jej stronie znajduje się posterunek straży granicznej Laosu a po drugiej stronie Tajlandii. Niestety jak do tej pory miejscowości te nie doczekały się budowy mostu, dlatego też tuż po odprawie Laotańskiej (15 sekund) musiałem zakupić bilet na łódź, którą „przetransportowałem” się na drugi brzeg (10000 kip). Już po Tajskiej stronie udałem się na posterunek straży granicznej gdzie czekała mnie odprawa. Muszę przyznać, że oczekiwałem jej z niepokojem gdyż do tej pory nie miałem pojęcia ile dni będę mógł spędzić w tym państwie. Jednak jak się okazało moja decyzja o wyrobieniu wizy w Vientiane była jak najbardziej słuszna, dzięki czemu dostałem 60 dni, co było w zupełności wystarczające. Gdybym jednak zdecydował się nie wyrabiać wizy w stolicy Laosu a zamiast tego na granicy, mógłbym ją dostać On Arivall, ale tylko na maksymalnie 15 dni. Można powiedzieć, że w tym miejscu odetchnąłem z ulgą. W związku z tym, iż w tym przygranicznym mieście nie było zbyt wiele do zobaczenia (przynajmniej nic nie pisali w przewodniku) postanowiłem jeszcze dzisiejszego dnia złapać jeden z autobusów jadących do trochę większego miasta a mianowicie do Chiang Rai. Zanim jednak to zrobiłem wymieniłem ostatnie kipy na Bahty oraz pozostałe mi jeszcze po Chinach Yuany (trochę się tego uzbierało). Na start miałem, więc około 600 Bahtów, co w zupełności powinno mi wystarczyć na dojazd do Chiang Rai, posiłki oraz zakwaterowanie na pierwszy dzień. Do dworca autobusowego zdecydowałem się dostać Tuk Tukiem za 20 bahtów (około 0,75 $) Na miejscu wsiadłem do jednego z często odjeżdżających autobusów (kolor czerwony) i po zakupie biletu (55 B) ruszyliśmy w drogę. Pierwsze wrażenia z Tajlandii to niewątpliwie mniejsza bieda niż w Laosie, przynajmniej w tej części, którą do tej pory widziałem. Większość domów murowana a nie tak jak w Laosie (jeszcze przy granicy) wykonana przeważnie z drewna i bambusów. To, co od razu rzuciło mi się w oczy to ruch lewostronny, znowu będę musiał się przestawić na patrzenie przy przechodzeniu przez ulicę w drugą stronę niż do tego byłem przyzwyczajony. Doświadczyłem już tego samego kilkanaście tygodni temu w Hong Kongu. Po dwóch godzinach jazdy dotarliśmy do Chiang Rai, mimo że miasto nie było zbyt duże to po tych kilku tygodniach w Laosie wydawało się ogromne i jeszcze do tego masa ludzi. Tuż po wyjściu z dworca ulokowanego na szczęście w centrum miasta (nie będę miał problemów z wydostaniem się stąd) udałem się na poszukiwania taniego noclegu. Niestety już pierwsze moje minuty poszukiwań pokazały, że nie będzie to takie łatwe. Albo wszystko było zajęte albo zbyt drogie. Chyba będę musiał (po Laosie i Kambodży) przestawić się na trochę inne ceny noclegów (wyższe). Po kilkudziesięciu minutach chodzenia i cenach dochodzących do 10 dolarów w końcu udało mi się znaleźć guesthouse za 200 bahtów, ( 7$) który posiadał w innej części miasta jeszcze bardziej budżetowe lokum. To właśnie tam zdecydowałem się zakwaterować a kosztowało mnie to 150 bahtów (5$). Jeśli chodzi o moje plany dotyczące tego miasta to na dzisiaj zaplanowałem sobie tylko krótki rekonesans oraz nocny market. W związku z tym, że czas mnie trochę gonił zdecydowałem się na jutrzejsze ranne wstanie (około 7), zwiedzenie tyle ile się da i po południu wyjazd z Chiang Rai do Chiang Mai. Niestety życie brutalnie zweryfikowało moje plany, ale o tym w następnym poście. Jak wspomniałem chciałem jeszcze dzisiejszego wieczora udać się na znajdujący się w centrum nocny market. Dotarcie do niego nie zajęło mi zbyt dużo czasu, może około 20 minut. Jeśli chodzi o sam targ to muszę przyznać, że raczej mnie nie zachwycił, w większości znajdowały się na nim wyroby materiałowe (koce, ubrania itp.), czyli to, co mnie najmniej interesowało. Jak na większości marketów tak i na tym nie mogło zabraknąć stoisk z jedzeniem. Po uważnym przejrzeniu dostępnych jadłospisów postanowiłem skosztować rolad, podobnych jak te, którymi zajadałem się w Wietnamie. Na niewielkiej tacce mieściło się ich około, 8 za co zapłaciłem 20 B (0,75$). Mimo że jedzenie było smaczne to jednak nie zaspokoiło mojego głodu, dlatego wracając już, do guesthousu postanowiłem zjeść coś porządniejszego. Wstąpiłem, więc do jednej z restauracyjek i zamówiłem smażony ryż z kurczakiem i bazylią. Prawdopodobnie to właśnie ta potrawa (tego do końca nigdy nie będę pewny) przysporzyła mi sporo kłopotów na początku mojej podróży po Tajlandii. Po jedzenie udałem się prosto do mojego guesthousu i położyłem się spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Basia
Basia - 2010-11-01 21:19
mam taki stary komputer, że z jakiegoś powodu nie ukazują mi się ostatnie zdania pisane na blogu. Dziś stanęłam na cytuję "prawdopodobnie to właśnie ta" no i mam przeczucie, że dalej nie było nic miłego
 
 
seba673
Sebastian Woźniak
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 126 wpisów126 146 komentarzy146 1093 zdjęcia1093 0 plików multimedialnych0