Geoblog.pl    seba673    Podróże    Chiny 2010... i może coś więcej    Uciec ale dokąd?
Zwiń mapę
2010
04
lis

Uciec ale dokąd?

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21839 km
 
Wreszcie nadszedł długo przeze mnie oczekiwany dzień opuszczenia wyspy, zważywszy na to, jaką pogodę miałem w ostatnim czasie wcale nie żałowałem, że wracam na „większy” ląd. W związku z tym, iż już dwa dni wcześniej zarezerwowałem sobie bilet do Bangkoku, który swoją drogą już dwa razy musiałem, przebukowywać (odwoływane rejsy) dzisiaj pozostało mi tylko zamienić go na bilet (już z pewną datą i godziną odpłynięcia). Mój katamaran miał wyruszyć w rejs dopiero o godzinie 14:30 nie było to dla mnie byt wygodne gdyż check out w moim bungalowie był już o godzinie 11. Za nic niestety nie dało się przesunąć terminu opuszczenia mojego lokum o kilka godzin, no może jedynie dopłacając 150B, co zdecydowanie nie wchodziło w grę. Nie pozostało mi nic innego jak wymeldować się o 11 i udać się do mojej ulubionej restauracji gdzie spędziłem kolejne trzy godziny, (jakie to szczęście, że mieli darmowy Internet). Około 14 udałem się na przystań promową gdzie oczekując jeszcze kilka minut wsiadłem do katamaranu. W związku z pogodą, jaka panowała na wyspie w ostatnich dniach nie tylko ja utknąłem w tym miejscu. Na powrót do Bangkoku zdecydowała się chyba większość turystów przebywająca na wyspie gdyż na promie zabrakło dla części z nich miejsc. Tym razem w związku z trochę lepszą pogodą zdecydowałem się zająć miejsce siedzące na jednym z górnych, odkrytych pokładów. Nasze odpłynięcie niestety trochę się opóźniło (drobne pół godziny), co chwile na prom wsiadali bowiem spóźnialscy podróżni. Rejs do Chumphon zajął nam około 2 godzin. Tym razem także natura nas nie rozpieszczała. Mimo świecącego słońca wiatr na pełnym morzu był naprawdę porywisty i ponownie mogłem doświadczyć fal sięgających 4-5 metrów wysokości. Muszę przyznać, że takie doświadczenie tym razem oglądane nie z wnętrza katamaranu a z górnego pokładu naprawdę zrobiło na mnie wrażenie. Oczywiście mogłem na własnej skórze poczuć morską bryzę a także ogromne ilości słonej wody w… ustach (zdarzało się, że woda wlewała się nawet na górny pokład). Do Chumphon dopłynęliśmy po godzinie 17. Niestety mój wybór miejsca na górnym pokładzie (oprócz niesamowitych przeżyć) nie okazała się zbyt dobrym pomysłem. Za nim opuściłem katamaran minęło, bowiem sporo czasu (najpierw statek opuszczali podróżni z dolnych pokładów) a biorąc pod uwagę, że na lądzie czekał wszystkich jeszcze przydział do autokarów mój wyjazd do Bangkoku trochę się opóźnił. Po zejściu na suchy ląd przydzielono mi, bowiem autobus z numerem 6 (przedostatni), który opuścił Chumphon dopiero po 18. Muszę przyznać, że mimo wszystko organizacja całego transportu stała na najwyższym poziomie, nie mogłem także narzekać na naprawdę dobre autokary, które zostały podstawione. Siedem dwupiętrowych nowoczesnych autobusów z wygodnymi fotelami, klimatyzacją i monitorami LCD. Podczas jazdy tym razem zamiast francuskiego filmu z rosyjskim dubbingiem (przypomnienie mojej podróży na Ko Tao) obejrzeliśmy trzy filmy w języku angielskim (spora ulga). Do Bangkoku dojechaliśmy około godziny drugiej w nocy i niestety tutaj moje kłopoty w związku z przydzieleniem jednego z ostatnich autokarów dalej się ciągnęły. Nie mając żadnej rezerwacji noclegu musiałem się zabrać za jego poszukiwanie. Niestety po około godzinie dałem za wygraną, gdyż gdziekolwiek bym nie zajrzał okazywało się, że albo brakowało miejsc albo nocleg był zbyt drogi (nie byłem aż tak zdeterminowany, aby płacić 500B za noc). W związku z tym postanowiłem zmienić lekko moje plany, co do spędzenia jednego dnia w Bangkoku (będę miał na to jeszcze czas przed wylotem). Zdecydowałem się przeczekać kolejne trzy godziny w którejś z otwartych całą dobę restauracji aż do momentu, w którym zaczną kursować autobusy komunikacja miejskiej. A co potem? Potem chciałem dostać się na północny dworzec autobusowy a tam zakupić bilet do Kanchanaburi. A zatem mojego maratonu podróżniczego ciąg dalszy, zapowiadało się ponad 30 godzin bez snu. No, ale nie takie rzeczy się już robiło
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
seba673
Sebastian Woźniak
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 126 wpisów126 146 komentarzy146 1093 zdjęcia1093 0 plików multimedialnych0