Geoblog.pl    seba673    Podróże    Chiny 2010... i może coś więcej    Okolice Kanchanburi na skuterze (dzień pierwszy)
Zwiń mapę
2010
06
lis

Okolice Kanchanburi na skuterze (dzień pierwszy)

 
Tajlandia
Tajlandia, Namtok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 22043 km
 
Mimo że na dzisiejszy dzień miałem zaplanowane wypożyczenie skutera oraz wyjazd z Kanchanaburi udało mi się zwlec z łóżka dopiero około 10. Po smacznym śniadaniu w dosyć taniej restauracji, którą udało mi się znaleźć wczorajszego dnia udałem się do wypożyczalni. Cena, którą udało mi się wynegocjować 130B była dosyć przyzwoita, jednak maszyna, jaka została mi zaproponowana już tak dobrego wrażenia nie sprawiała. Dosyć stary model z manualną skrzynią biegów raczej mnie nie zachwycił, tak samo jak jazda próbna, którą odbyłem po okolicznych ulicach. Drugi model, który został mi zaproponowany także nie był najwyższych lotów dopiero po udaniu się na zaplecze jednego z pracowników i przyprowadzenie prawie nowego skutera tym razem byłem naprawdę zadowolony. Może cena nie była zbyt niska 200B, ale mogłem mieć większą pewność, że maszyna nie nawali podczas mojej dosyć długiej podróży. W pesymistycznych planach, bowiem miałem do przejechania około 300 km a biorąc pod uwagę ten dystans na wcześniej prezentowanych skuterach nie czułbym się zbyt pewnie. Mając już zapewniony transport udałem się z powrotem do mojego guesthousu i po wykwaterowaniu oraz zostawieniu większości moich rzeczy w guesthausowej przechowalni udałem się w drogę. Pierwszym moim przystankiem był park historyczny Muang Singh a raczej miał być, ponieważ po dojechaniu na miejsce i stwierdzeniu, że bilet wstępu jest dużo droższy od tego, czego się spodziewałem (a na dodatek chcieli abym zapłacił za wjazd skuterem) zdecydowałem się ruszyć dalej pomijając tą atrakcję. Nie czułem jakiegoś wielkiego niedosytu gdyż ruiny, które mogłem tam zobaczyć bardzo przypominały te z Angkor w Kambodży a jak już kiedyś zdążyłem wspomnieć tamtego nic nie przebije. Kolejnym przystankiem była jaskinia Krasae jednak w tym wypadku muszę stwierdzić, że zdecydowanie bardziej podobała mi się droga i dojście do niej niż sam geologiczny twór. Gdy dojechałem na miejsce okazało się, bowiem że będę musiał przejść do samej jaskini około pół kilometra wzdłuż a właściwie po trasie kolejowej, która wiodła kilkoma dosyć wysokimi mostami. A muszę przyznać, że jej głównie drewniana konstrukcja nie wyglądała zbyt solidnie mimo to widoki z niej się rozciągające robiły naprawdę niesamowite wrażenie. Gdy dotarłem do jaskini okazała się niezbyt wielka, można wręcz powiedzie, że była to grota ze znajdującym się wewnątrz dosyć sporym posągiem buddy. Po odwiedzeniu jaskini ruszyłem w drogę powrotną na parking gdzie zostawiłem swój skuter. Dojechanie do kolejnej atrakcji oraz do miejscowości, w której planowałem spędzić nocleg zajęło mi kolejną godzinę. W okolicach Namtok miałem do zobaczenia bardzo popularny wodospad oraz trochę mniej znaną jaskinie. Zdecydowałem się, że na pierwszy ogień pójdzie jaskinia. Znalezienie drogi do niej zajęło mi trochę czasu, ale jakoś udało mi się dojechać. Na miejscu okazało się, że wstęp był płatny 50B, na kartce, która została mi przedstawiona w kasach biletowych (napisana po angielsku) było wyjaśnione, że pieniądze służą wyłącznie na opłacenie paliwa do lampy naftowej noszonej przez przewodnika. Od bramy parku do samej jaskini miałem do przejścia około 2 km., ale od czego miałem skuter? Za pozwoleniem osoby sprzedającej bilety udało mi się dojechać pod samo wejście do jaskini na mojej maszynie po drodze mijając dosyć sporą grupę młodszych Tajlandczyków (40 minut piechotą). Na miejscu spotkałem przewodnika, który oznajmił, że musimy poczekać aż dołączą do nas mijani Tajlandczycy. Wracając na moment do mojej opłaty za rzekome paliwo do lampy. Jak się okazało Tajlandczycy za wstęp nic nie płacili. Wynikało z tego, że dzięki mnie i moim pieniądzom ufundowałem reszcie grupy darmowy wstęp. Ale ja jestem wspaniałomyślny. Muszę przyznać, że bardzo ciekawe rozwiązanie marketingowe zostało tutaj zastosowane. Gdy już wszyscy dotarli pod wejście do jaskini można było wejść do środka. Już sam początek okazał się dosyć trudny technicznie świadczył o tym chociażby atak astmy jednej z Tajek, którą niestety było trzeba wyprowadzić na zewnątrz. Reszta grupy po kilku minutach udała się w głąb jaskini. Muszę przyznać, że takie właśnie jaskinie podobają mi się najbardziej. Zero elektryczności i świateł w środku tylko jedna lampa naftowa przewodnika oraz moja latarka. Swoją drogą nie rozumiem osób przychodzących w takie miejsce bez przygotowania. Oprócz mnie i przewodnika reszta Tajlandczyków nie miała jakiejkolwiek latarki nie mówiąc już o klapkach i japonkach, które mieli na sobie. We wnętrzu jaskini spędziliśmy dosyć sporo czasu, może nie była ona jakiejś specjalnej urody, ale jej prawie nienaruszony przez człowieka stan sprawiał, że dosyć mi się spodobała. W drodze do wyjścia udało się także spotkać kilka dosyć ciekawych insektów oraz pająków (niektóre dosyć sporawe). Na zewnątrz gdy spojrzałem na zegarek okazało się, że była już godzina 16:40 a co za tym idzie niedługo miało zacząć się ściemniać. Czym prędzej wsiadłem, więc na swój skuter i rozpocząłem poszukiwania noclegu (oczywiście po uprzednim dojechaniu do miasta). Niestety nie udało mi się znaleźć nic taniego i byłem zmuszony zostać na noc w bungalowie (murowanym) za 250B. Jutrzejszego dnia zamierzałem nie zrobić takiego błędu jak dzisiaj (wyruszając dopiero o 11) i wstać około godziny 8 tak. Tego dnia udało mi się przejechać około 120 km, co było trochę za mało, jeśli chodzi o moje plany.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Marcin
Marcin - 2010-11-09 23:48
I znowu przypomina mi się Twój ulubiony film "Zejście" ;p
 
 
seba673
Sebastian Woźniak
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 126 wpisów126 146 komentarzy146 1093 zdjęcia1093 0 plików multimedialnych0