Biorąc pod uwagę to, iż dzisiejszy dzień miał być jednym z moich ostatnich spędzonych podczas tej podróży nie tylko w Tajlandii, ale także w całej Azji południowo wschodniej (już 11 listopada czekał mnie powrót do Polski) nie śpieszyłem się ze wstaniem z łóżka. Oczywiście taka decyzja nie była by możliwa gdyby pomiędzy Kanchanaburi a Bangkokiem nie jeździły często autobusy (przeważnie, co 30 minut). Dzisiejszego ranka wstałem, więc dopiero około 10:30 (jak dobrze się spało po 2 dniach spędzonych na skuterze) i po krótkim pakowaniu i zjedzeniu „standardowego” (w Kanchanaburi) śniadania, czyli tostów z masłem i dżemem oraz omlecikiem (za jedyne 25 B) wykwaterowałem się z guesthousu. Mimo że dworzec autobusowy znajdował się około 2 km o miejsca moich noclegów jak zwykle zdecydowałem się dojść do niego pieszo. Cała droga zajęła mi około pół godziny i po tym czasie zacząłem rozglądać się za najtańszym środkiem transportu do Bangkoku. Zanim jeszcze zdążyłem dobrze wejść na teren dworca zostałem wypatrzony przez osoby sprzedające bilety do Bangkoku, ale na „turystyczne busy”. Jak to ze mną bywa tym razem także nie skorzystałem z tej oferty, wszakże istniała (jak zawsze) tańsza opcja transportu a mianowicie autobus publiczny. Zwykły autobus kosztował mnie jedynie 84 bahty co przy 135 Bahtah za busika było sporą oszczędnością. Po zakupie biletu usiadłem sobie „wygodnie” i po kilku minutach ruszyliśmy. Droga tym razem w porównaniu z tą z przed kilku dni (podczas jazdy z Bangkokku do Kanchanaburi) tym razem obfitowała w większą ilość przystanków, mimo to do stolicy Tajlandii udało się przyjechać prawie o czasie, tylko z drobnym 20 minutowym opóźnieniem. Autobus kończył swoją trasę na dworcu południowym, który mimo swojej nazwy znajdował się na zachodzie. Przyznam się, że za bardzo nie wiedziałem jak się z stąd dostać do centrum (z guesthousami) ale, od czego była informacja. Mimo że nikt nie znał angielskiego to wystarczyło spojrzenie na białego, zagranicznego podróżnika i jedna z osób wymówiła trzy cyfry 5 1 1. Rozejrzałem się po okolicy i widząc na jednym ze stanowisk autobus o tym właśnie numerze od razu wiedziałem, o co chodzi. Po wejściu do niego i zakupie biletu (16 B) po kilku minutach ruszyliśmy. Na szczęście w porównaniu z trasą, jaką pokonywałem z dworca północnego kilka dni temu, która zajęła mi około 1,5 godziny tym razem obyło się bez dłuższych przygód i już po półgodzinie wysiadłem na znanej mi ulicy Chak Kraphong. Biorąc pod uwagę to, iż podczas poprzedniej mojej wizyty w Bangkoku, (gdy wracałem z Ko Tao) nie udało mi się znaleźć taniego noclegu, tym razem nauczony tamtą sytuacją zarezerwowałem sobie dwa noclegi w dobrze mi znanym Rainbow Guesthouse (będę miał spokój już do mojego wylotu z Bangkoku). Tego dnia postanowiłem już nic konkretnego nie robić, no może jedynie udając się na Khao San (najbardziej turystyczna ulica w Bangkoku) na zasłużony posiłek. Na jutrzejszy dzień zaplanowałem sobie wizytę na ulicach w pobliżu Grand Palace gdzie kilkanaście dni udało mi się wypatrzyć stragany ze starociami. Chciałem zakupić jeszcze przed wyjazdem kilka numizmatów do mojej kolekcji. A potem? Poszwę dać się po Bangkoku.