Geoblog.pl    seba673    Podróże    Chiny 2010... i może coś więcej    Luźniejszy dzień
Zwiń mapę
2010
10
lis

Luźniejszy dzień

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 22244 km
 
Ostatni dzień mojej podróży rozpoczął się tak jak powinien się rozpocząć, czyli od późnego wstania z łóżka. Mogę się przyznać, że w te ostatnie dni zdecydowanie się rozleniwiłem. Zaczęły się pojawiać myśli związane z Polską oraz oczywiście mnóstwo pytań, którymi do tej pory nie zaprzątałem sobie głowy. Jak ja się zaaklimatyzuje w temperaturze oscylującej wokół 5 stopni (W Bangkoku tego dnia było ponad 30). Co będę robił po powrocie? No, ale tym będę się martwił już po powrocie. Wracając do dzisiejszego dnia postanowiłem wybrać się na ulice okalające Grand Palace gdzie kilka dni temu znalazłem sporo straganów ze starociami. Wtedy niestety nie udało mi się nic kupić (nie wiedziałem ile „nadprogramowych” Bahtów mi pozostanie). Tym razem sytuacja była jasna, został mi do zakupienia jedynie bilet na autobus na lotnisko (150 B) oraz 4 posiłki. Gdy dotarłem na miejsce, spędziłem tam chyba ze dwie godziny i muszę przyznać, że z moich zakupów byłem naprawdę zadowolony. Gdy już się nachodziłem po „starociach” postanowiłem udać się do Chińskiej dzielnicy. Ten dzień obfitował w naprawdę sporo chodzenia. Mimo że jestem do tego przyzwyczajony to około 20 km, które pokonałem po ulicach Bangkoku naprawdę mnie wykończyły (wspomnę ponownie o panującej dzisiejszego dnia temperaturze 30 kilku stopni). Można powiedzieć, że było to takie pożegnanie z Azją, w której jak by nie patrzeć spędziłem ostatnie 4 miesiące. Gdy wróciłem do Guesthousu na ulicach zaczęło się już ściemniać, wyskoczyłem jeszcze tylko jeden raz, aby zjeść sycącą kolację (moją ostatnią w Azji). Jak zwykle nie mogłem sobie odmówić standardowego smażonego ryżu z warzywami i kurczakiem. Znając azjatyckie jedzenie podawane w polskich „lokalach gastronomicznych” w najbliższym czasie raczej nie będę miał okazji ponownie poczuć tego niezwykłego smaku. Tak naprawdę ryż zaczął mi smakować dopiero od wjazdu do Wietnamu, gdzie pojawił się on w postaci smażonej (w tej chwili mogę stwierdzić, że jest to po prostu niebo w gębie). Ale dość tych moich kulinarnych opowieści, wieczorem, gdy kładłem się spać nastawiłem sobie dwa budziki, a do tego poprosiłem brata, aby do mnie zadzwonił z rana (w Polsce będzie wtedy po 23). Uff.. ostatnia noc podczas podróży pewnie się nie wyśpię (za dużo myśli mi się w głowie kotłowało).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
seba673
Sebastian Woźniak
zwiedził 6% świata (12 państw)
Zasoby: 126 wpisów126 146 komentarzy146 1093 zdjęcia1093 0 plików multimedialnych0